PHENOMENAL US - CHALLENGE 109
Wydawać by się mogło, że o groszkach powiedziałam już prawie wszystko (np. TUTAJ). Ale jeszcze
nie postawiłam ostatniej kropki ani nawet kropki nad i.
Właściwie dziś chciałam opowiedzieć Wam historie o rzeczach,
których nie ma(m). Siedzą we mnie wspomnienia ubrań, których nie kupiłam. Przypominają
o sobie, jak te niezrealizowane marzenia czy wyzwania, których strach nie
pozwolił nam podjąć. To rzeczy, na które się nie odważyłam. I tego żałuję.
Nie kupiłam oversize’owej marynarki w groszki, bo się
zawahałam. Nie była droga, właściwie jak za darmo, bo z second handu, ale nie
miałam przy sobie gotówki, a wędrówka do bankomatu była w tym momencie wykluczona i szczerze
mówiąc, nie chciało mi się po marynarę wracać. Na drugi dzień już jej nie było. Bo
wróciłam. Mimo roztarganej podszewki sprzedało się to cudo i nie daje mi
spokoju. Ktoś się cieszy tym pięknym trendowatym klasykiem. Kolejne kropkowane rzeczy, które przeszły mi koło nosa, to cały garnitur z Zary. Wskoczył w kategorię „Sale”,
ale spróbowałam poczekać, aż będzie ciut tańszy, nie dać się wyprzedażowemu
szaleństwu, może się zniechęcić, odpuścić. W końcu mam przecież marynarkę w kropki, tylko mniejszą, po co druga, ale smak,
wręcz wilczy apetyt na oversize – trwała walka na argumenty w mojej głowie. Ja próbowałam
poczekać, wy nie czekałyście. I wykupiłyście. To samo było z piękną i słodką
minisukienką błękitną w białe groszki – taka współczesna wersja Dorotki w
Krainie Oz. Ani widu, ani słychu po niej.
Tylko moja głowa wciąż pamięta każdy
detal tych ubrań. Będę próbowała kropnąć je w internecie, z drugiej ręki. Niestety
nie uda się to na pewno z białą sukienką vintage trochę w stylu wiktoriańskim, trochę
w klimacie boho. Była wykonana z tkaniny plumeti – bo nie zapominajmy, że to półprzezroczysty
materiał w kropki nadrukowane, więc też wpisuje się w temat polka dots. Groszki
są najczęściej lekko wypukłe, a tło transparentne, tiulowe. Moja-nie moja
sukienka wisiała na targu staroci w Berlinie 7-8 lat temu. Kosztowała 50 euro. Nie wiem, czy była markowa. Dwa
razy podchodziłam i odchodziłam z dylematem, czy nie uczynić jej moją suknią
ślubną. Nie uczyniłam. Ale wypatruję jej wszędzie do dziś. Chociaż już nie w
zamiarach matrymonialnych. Mam wrażenie, że wzięłam nie w niej, a z nią wtedy
ślub. W szafie wisi jej substytut. Piękny, ale to jednak nie pierwowzór. Jakiś taki
niedościgniony.
Modę na kreacje w grochy podrasował przemysł filmowy. Kultowa
stylizacja Julii Roberts na wyścigach konnych w filmie „Pretty Woman” zapadła głęboko
w pamięć wielu osobom. Aktorka w kapeluszu i jasnych rękawiczkach z taką gracją
nosi brązową sukienkę w białe groszki, że od lat szukam podobnej. Bezskutecznie.
Choć nie mogłam powiedzieć „nie” plisowanej midispódnicy i sukience maxi w
identycznej kolorystyce – nabyłam je. Te zakupy to reminiscencje amerykańskiej
produkcji z 1990 roku.
Trudno nie pamiętać groszkowych kreacji Lady Di, która chętnie i
często sięgała po ten print. Lubiła go nosić w różnych konfiguracjach
kolorystycznych. Dziś najbardziej popularna jest wersja biało-czarna
(czarno-biała), ale Lady Diana nie stroniła i od czerwieni, i od zieleni, i od
różu, i od błękitu, i od granatu. Do jej stylizacji nieraz nawiązuje księżna
Kate. To urocze gesty, wręcz ukłony synowej dla teściowej.
Zagraniczne media temu stylowemu
porozumieniu międzypokoleniowemu nadały nawet określenie „twinning style”. Takie
zjawisko zachodzi również w mojej rodzinie – razem z mamą i babcią uwielbiamy
groszki i nie zdziwiłabym się, gdyby nasze wybory były bliźniacze. Moja garderoba
jest mocno nakrapiana, liczba rzeczy w grochy to nie są groszowe sprawy – jest ich
dużo. Mimo to nadal nie osiągnęłam totalnego upojenia, więc gdybym zaczęła wymieniać,
to za wszystkimi groszkowanymi rzeczami musiałabym postawić wielokropek. To w
dalszym ciągu nieukończona myśl. Niekompletna kolekcja. W miejsce wykropkowane wjechałyby kolejne
kropki. Na szczęście lumpeksy to kopalnie rzeczy w groszki za grosze.
Groszkowe love czy też grochomania to uzależnienie. Albo już cecha immanentna? Składnik stylu? Może świadczyć o tym fakt, że wczoraj odebrałam paczkę, a w niej były czarne spodnie palazzo w małe, białe kółka. I tak w mojej szafie i w dziejach mody kołem się ta historia grochówki toczy. Bo grochy to ponadczasowy TREND, choć ostatnio gorętszy niż wcześniej.
SPODNIE: Asos (outlet)
BLUZKA: Bonprix
BUTY: Centro
APASZKA: no name
OKULARY: Sinsay
TORBA: sh
Niespodzianka!!! To nie sukienka, ani nawet spódnica, to mega fajnie e spodnium, świetna całość! I nowa torebkę widzę.
OdpowiedzUsuńTak, to takie zgrywusy, udają coś innego :) Szerokie spódnico-spodnie, kuloty - cieniutkie, przewiewne. A torebka jest u mnie od niedawna, właściwie sprzed pandemii, czyli jedna z nowszych rzeczy, ale jej nowość to nie nowość, bo jest lumpeksowym łupem za 3 zł :)
UsuńHahahha tak samo zareagowałm jak Helena hihihih - nagle BUM - spodnie :)
OdpowiedzUsuńPrzecudna stylizacja - uwielbiam takie grzeczne kropki w cudownie słodkich stylizacjach al'a mała kobietka. I te pomarańczowe akcenty - SUPER !!!!!!!!!
I TEN TEKST !!!!!!!!!!! SŁÓW MI BRAK, nawet Lady Di wspomniałaś !!!!! Dokładnie tak bylo, jej kropki zawojowały wtedy świat,a jedna turkuswa kreacja w wielkie czarne kropy przeszła do historii mody.
Kisses - Margot :) )))