wtorek, 30 czerwca 2020

Kropy / Dots


PHENOMENAL US - CHALLENGE 109




Wydawać by się mogło, że o groszkach powiedziałam już prawie wszystko (np. TUTAJ). Ale jeszcze nie postawiłam ostatniej kropki ani nawet kropki nad i.

Właściwie dziś chciałam opowiedzieć Wam historie o rzeczach, których nie ma(m). Siedzą we mnie wspomnienia ubrań, których nie kupiłam. Przypominają o sobie, jak te niezrealizowane marzenia czy wyzwania, których strach nie pozwolił nam podjąć. To rzeczy, na które się nie odważyłam. I tego żałuję.




Nie kupiłam oversize’owej marynarki w groszki, bo się zawahałam. Nie była droga, właściwie jak za darmo, bo z second handu, ale nie miałam przy sobie gotówki, a wędrówka do bankomatu była w tym momencie wykluczona i szczerze mówiąc, nie chciało mi się po marynarę wracać. Na drugi dzień już jej nie było. Bo wróciłam. Mimo roztarganej podszewki sprzedało się to cudo i nie daje mi spokoju. Ktoś się cieszy tym pięknym trendowatym klasykiem. Kolejne kropkowane rzeczy, które przeszły mi koło nosa, to cały garnitur z Zary. Wskoczył w kategorię „Sale”, ale spróbowałam poczekać, aż będzie ciut tańszy, nie dać się wyprzedażowemu szaleństwu, może się zniechęcić, odpuścić. W końcu mam przecież marynarkę w kropki, tylko mniejszą, po co druga, ale smak, wręcz wilczy apetyt na oversize – trwała walka na argumenty w mojej głowie. Ja próbowałam poczekać, wy nie czekałyście. I wykupiłyście. To samo było z piękną i słodką minisukienką błękitną w białe groszki – taka współczesna wersja Dorotki w Krainie Oz. Ani widu, ani słychu po niej. 




Tylko moja głowa wciąż pamięta każdy detal tych ubrań. Będę próbowała kropnąć je w internecie, z drugiej ręki. Niestety nie uda się to na pewno z białą sukienką vintage trochę w stylu wiktoriańskim, trochę w klimacie boho. Była wykonana z tkaniny plumeti – bo nie zapominajmy, że to półprzezroczysty materiał w kropki nadrukowane, więc też wpisuje się w temat polka dots. Groszki są najczęściej lekko wypukłe, a tło transparentne, tiulowe. Moja-nie moja sukienka wisiała na targu staroci w Berlinie 7-8 lat temu. Kosztowała 50 euro. Nie wiem, czy była markowa. Dwa razy podchodziłam i odchodziłam z dylematem, czy nie uczynić jej moją suknią ślubną. Nie uczyniłam. Ale wypatruję jej wszędzie do dziś. Chociaż już nie w zamiarach matrymonialnych. Mam wrażenie, że wzięłam nie w niej, a z nią wtedy ślub. W szafie wisi jej substytut. Piękny, ale to jednak nie pierwowzór. Jakiś taki niedościgniony.




Modę na kreacje w grochy podrasował przemysł filmowy. Kultowa stylizacja Julii Roberts na wyścigach konnych w filmie „Pretty Woman” zapadła głęboko w pamięć wielu osobom. Aktorka w kapeluszu i jasnych rękawiczkach z taką gracją nosi brązową sukienkę w białe groszki, że od lat szukam podobnej. Bezskutecznie. Choć nie mogłam powiedzieć „nie” plisowanej midispódnicy i sukience maxi w identycznej kolorystyce – nabyłam je. Te zakupy to reminiscencje amerykańskiej produkcji z 1990 roku. 




Trudno nie pamiętać groszkowych kreacji Lady Di, która chętnie i często sięgała po ten print. Lubiła go nosić w różnych konfiguracjach kolorystycznych. Dziś najbardziej popularna jest wersja biało-czarna (czarno-biała), ale Lady Diana nie stroniła i od czerwieni, i od zieleni, i od różu, i od błękitu, i od granatu. Do jej stylizacji nieraz nawiązuje księżna Kate. To urocze gesty, wręcz ukłony synowej dla teściowej. 




Zagraniczne media temu stylowemu porozumieniu międzypokoleniowemu nadały nawet określenie „twinning style”. Takie zjawisko zachodzi również w mojej rodzinie – razem z mamą i babcią uwielbiamy groszki i nie zdziwiłabym się, gdyby nasze wybory były bliźniacze. Moja garderoba jest mocno nakrapiana, liczba rzeczy w grochy to nie są groszowe sprawy – jest ich dużo. Mimo to nadal nie osiągnęłam totalnego upojenia, więc gdybym zaczęła wymieniać, to za wszystkimi groszkowanymi rzeczami musiałabym postawić wielokropek. To w dalszym ciągu nieukończona myśl. Niekompletna kolekcja. W miejsce wykropkowane wjechałyby kolejne kropki. Na szczęście lumpeksy to kopalnie rzeczy w groszki za grosze.




Groszkowe love czy też grochomania to uzależnienie. Albo już cecha immanentna? Składnik stylu? Może świadczyć o tym fakt, że wczoraj odebrałam paczkę, a w niej były czarne spodnie palazzo w małe, białe kółka. I tak w mojej szafie i w dziejach mody kołem się ta historia grochówki toczy. Bo grochy to ponadczasowy TREND, choć ostatnio gorętszy niż wcześniej.




SPODNIE: Asos (outlet)
BLUZKA: Bonprix
BUTY: Centro
APASZKA: no name
OKULARY: Sinsay
TORBA: sh









3 komentarze:

  1. Niespodzianka!!! To nie sukienka, ani nawet spódnica, to mega fajnie e spodnium, świetna całość! I nowa torebkę widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to takie zgrywusy, udają coś innego :) Szerokie spódnico-spodnie, kuloty - cieniutkie, przewiewne. A torebka jest u mnie od niedawna, właściwie sprzed pandemii, czyli jedna z nowszych rzeczy, ale jej nowość to nie nowość, bo jest lumpeksowym łupem za 3 zł :)

      Usuń
  2. Hahahha tak samo zareagowałm jak Helena hihihih - nagle BUM - spodnie :)
    Przecudna stylizacja - uwielbiam takie grzeczne kropki w cudownie słodkich stylizacjach al'a mała kobietka. I te pomarańczowe akcenty - SUPER !!!!!!!!!
    I TEN TEKST !!!!!!!!!!! SŁÓW MI BRAK, nawet Lady Di wspomniałaś !!!!! Dokładnie tak bylo, jej kropki zawojowały wtedy świat,a jedna turkuswa kreacja w wielkie czarne kropy przeszła do historii mody.
    Kisses - Margot :) )))

    OdpowiedzUsuń