poniedziałek, 22 czerwca 2020

Kołnierz Piotrusia Pana / Peter Pan Collar

PHENOMENAL US - CHALLENGE 108



O KOŁNIERZACH


To już nie tylko małe, jasne kołnierzyki o ładnym, zaokrąglonym kształcie. Nie muszą być białe, choć te najbardziej rzucają się w oczy, zwłaszcza na ciemnym tle bluzki, koszuli, marynarki, swetra czy płaszcza. Bo z takimi mięsistymi materiałami i dzianinami wyglądają najbardziej spektakularnie. 

W tym i następnym sezonie szyję traktujemy odważnie. Sprawę kołnierzy idealnie przedstawiły Trendystki w swoim Przemodniku poświęconym tej części garderoby. Oprócz inspiracji z pokazów znajdziecie tam ściągawkę z tego, jak nie ograniczyć się kołnierzem niczym tym ortopedycznym, a uwolnić szyje i dać im swoje pięć minut. 

Kołnierzyk typu Piotruś Pan nie jest taki niewinny i czysty, jak się może wydawać. To element stroju czarownic, pojawiający się w różnych filmowych i serialowych produkcjach ostatniego stulecia. Charakterystyczny choćby dla Wednesday Addams albo Sabriny Spellman. Może właśnie dlatego dodaje czaru ubraniom... 

Czarownice z Salem przedstawiano na obrazach i rycinach w wełnianych sukniach i dużych białych kołnierzach. Te były elementem surowych purytańskich strojów i najpierw poprzez dzieła malarskie, potem filmowe przeniknęły do kultury popularnej, łącząc się na stałe w naszej świadomości z szatami czarownic. Nie zapominajmy również o muszkieterach. Pierwsza połowa XVII wieku należała do nich, druga do czarujących. Moja propozycja przypomina trochę te z powieści płaszcza i szpady. Czarownica muszkieterka, taka mitologiczna nowość ;) Płaszcz jest, szpady brak!




U projektantów niektóre bluzki z kołnierzem to raczej ogromny kołnierz z bluzką. Kołnierze w wersji hiper bywają długie, szerokie, opadają na barki. Kamzuciki takie, nie śliniaki. O podobnym efekcie w kontekście kołnierzyków pisał już poeta Jan Kochanowski w swojej fraszce „O kołnierzu” 


„Po­radź­my się rady czy­jej:
Koł­nierz li to u de­li­jej 
Czy de­li­ja u koł­nie­rza
Na grzbie­cie cne­go ry­ce­rza?” 


Fashionistki nie przejmują się przesadą takich koszul i je po prostu noszą. Tak jak XVI-wieczni panowie nie przejmowali się krytyką poetów i nosili swoje kołnierzaste delie. Te były tym bardziej eleganckie, im kołnierz był większy. I podobnie dzisiejsza moda lubi, gdy kołnierze im większe, tym ozdobniejsze. 

Hiszpański król Filip IV chodził w kołnierzu golilla, najmodniejszym między 1605 a 1630 rokiem. Był sztywny, lniany, horyzontalny. Początkowo wykorzystywano go jako podkładkę pod krezę, bo dzięki swojej twardości idealnie ją podtrzymywał. Później się usamodzielnił i zdobił szyję już bez towarzystwa. 

Taki biały kołnierz albo kryza odcina głowę od reszty sylwetki, szczególnie jeśli ta reszta jest czarna. Ten spektakularny efekt wykorzystywali i wydobywali, podkręcali mistrzowie malarstwa holenderskiego. Dostatek koronkowych kołnierzy znajdziecie w portfolio Fransa Halsa. 

Kołnierz z koronki rozłożony na ramionach a nawet z nich spadający dodawał mężczyznom siły w XVII wieku – bo mocno poszerzał sylwetkę, nadawał barczystości. Dziś również za sprawą kołnierzyka Piotrusia Pana w wersji XXXL możemy zarysować nową linię ramion – typową dla power looków i stylizacji grających dużymi marynarkami. Efekt będzie podobny, za to osiągnięty bardziej oryginalną drogą. 




Kołnierz wykładany może być minimalistyczny – przypominać dwa duże prostokąty albo długie trójkąty leżące na klatce piersiowej lub ramionach. Tutaj za inspirację może posłużyć nasz wieszcz narodowy, Juliusz Słowacki. Autor „Kordiana” był znany ze swojego upodobania do takiego kołnierzyka, którego nawet nazwano kołnierzem Słowackiego (ang. poet collar). Twórca nie był na modę obojętny, a o swoim „przejściu do dandyzmu” pisał w liście do mamy tak: 

„(...) dziś właśnie udała mi się moja rola w ogrodzie Tuilleries: pierwszy raz ubiorem zwróciłem oczy dam – bo miałem białe szarawarki, kamizelkę białą kaszmirową, w ogromne różnokolorowe kwiaty, tak jak dawne suknie damskie, i kołnierz od koszuli odłożony – do tego dodajcie laseczkę z pozłacaną główką i glansowane rękawiczki, a będziecie mieli Julka…”. 

Kołnierzyk Piotrusia Pana nazywany jest również bebe, bynajmniej nie dlatego, że jest brzydki. Te nazwy stosuje się zamiennie. Przede wszystkim ma zaokrąglone rogi, miękkie, ale zakrzywione i jest niewielki, uroczy, a przynajmniej jego pierwowzór taki był. Dziś może być i gigantołnierzem. Tak naprawdę jest młody, ma ledwie 115 lat. Jego twórczynią uznano aktorkę Maude Adams, która w przedstawieniu na Broadwayu w 1905 roku wcieliła się w rolę Piotrusia Pana i współtworzyła jego kostium z charakterystycznym kołnierzykiem. W wersji mini był niezwykle popularny w latach 50. i 60. XX wieku, a jego promotorkami stały się modelka Twiggy i aktorka Mia Farrow w roli u Romana Polańskiego w filmie „Dziecko Rosemary”. To kołnierzyk dziewczęcy, dodaje niewinności i kobiecości. Za to lansowana teraz przez projektantów wielkość maxi, przy całym szacunku dla subtelnej kobiecości, może być symbolem siły i niezależności kobiety. 




Kołnierz to taki element stroju, który wzbudza we mnie same pozytywne wspomnienia. Jedynie negatywna konotacja związana jest z kryptonimem, który nadała pewnej marce odzieżowej (bo nie modowej) „pewna stylistka z Instagrama”, czyli Karolina Domaradzka. Nie szukajcie, wśród ubrań tej marki nie znajdziemy tak trendowatego elementu jak kołnierz. (Innych trendowatych też szukać próżno). 

Mimo że byłam świetną uczennicą, najmniej kojarzy mi się ze szkołą, choć rozumiem, że u kogoś może powodować mundurkowo-ławkowe asocjacje. Pierwszy związek kołnierz ma z moimi babciami. Jedna lubi białe zaglądające spod swetrów i marynarek, druga koronkowe, szydełkowe czy perełkowe, które nosi zamiast naszyjników. Dzięki niej mam w swojej kolekcji kilka takich delikatnych modeli. Teraz musiałabym jej wiercić dziurę w brzuchu o jakiegoś ażurowego giganta, jak wierciłam o te, które już dla mnie lata temu wyszydełkowała. Drugi związek ma kołnierzyk z moją przyjaciółką. Dostałam od niej w prezencie kołnierzykowy naszyjnik z kremowych koralików. Taki element zmieni każdą stylizację w dwie sekundy potrzebne do zapięcia karabińczyka. Pamiętam, że ten prezent był spełnieniem moich długich poszukiwań. Trzecia sytuacja sentymentalna to kołnierz koszuli, którą mam na zdjęciach – bo mam ją od Oli Bonk (lumpolastyle) z Trendystek. Eksploatuję tę bluzkę niemiłosiernie. Ma marynarskie paski i ogromny, a przez to kapitalny kapitański kołnierz, który czyni z niej idealną partnerkę dla innych koszul, sukienek, swetrów, marynarek, kurtek, płaszczów – po prostu baza i esencja wielu stylizacji. 

Uwielbiam w kołnierzach to, że mogą być samodzielnymi modowymi bytami. Przypinane, przyszywane, nakładane. Estetyczne i użyteczne - taki duży kołnierz zewnętrzny, mobilny, który może wędrować między kreacjami, ma walor praktyczny – może zakryć głęboki dekolt, czym w przeszłości niejednej damie ratował... zdrowie ;) Noście kołnierze – jak nie dla mody, to na zdrowie!



PŁASZCZ: Mohito (outlet)
SWETER: Kik
KOSZULA: sh
SPÓDNICA: Mohito
BUTY: Sinsay
TORBA: Bonprix



~~:~~

DODATEK - STYLIZACJA NR 2 :)







2 komentarze:

  1. Ach Ty pięknoto <3
    Uwielbiam te stylówki - wszystko tak cudownie zgrane WOW !!!!!
    A test - znowu otworzyłaś już nie tylko moje oczy, ale umysł hahahah bo wczytywanie sie w te wszystkie cytaty, daty i wiadmości, to spora lekcja cudownie ciekawej historii.
    Kisses - Margot :) )))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, Małgoś <3 Ty jesteś lepsza niż Red Bull, zawsze dodasz mi skrzydeł i uśmiechu ;* cieszę się, że moje opowieści Cię zaciekawiły :))

    OdpowiedzUsuń