czwartek, 23 kwietnia 2020

Boston / Pinstripe

 PHENOMENAL US - CHALLENGE 99

TREND: TENISOWY PRĄŻEK





Na granacie, szarości i czerni jest trochę smutny i poważny, jak na nobliwego prawnika przystało. Ale oczywiście nie tylko prawnicze skojarzenia wywołuje. Także biznesowe i biurowe. A przede wszystkim męskie! Sto lat temu był ubraniem bankierów, maklerów giełdowych, przedsiębiorców i członków wyższych sfer, a także… szefów mafii. Pewnie dlatego do dziś jest symbolem władzy, splendoru, ale i profesjonalizmu, konserwatyzmu i pieniędzy. 






Szarmant pisze, że w Londynie garnitur w prążek to nadal synonim ubrania zakładanego do biura. Idąc dalej – power suit, o którym ostatnio głośno w świecie kobiecej mody, to tradycyjnie dwurzędowy garnitur w paski. Choć teraz określamy tak właściwie damski garniak w ogóle, w każdym fasonie. Ale ten prążkowany podobno potrafi zmienić człowieka (za Szarmantem).





W Polsce o garniturze w prążek mówiło się, że to garnitur w tenis. Stąd tenisowe prążki. Jednak prążek prążkowi nierówny, bo są ich dwa główne rodzaje: chalkstripe i pinstripe. Ten pierwszy pasek jest szerszy i przypomina ślad po kredzie krawieckiej, bardziej ciągły – a niekiedy jakby wzór liny, sznura. Choć taka spiralność bywa podstawą, żeby sznurkowy prążek zaliczyć do jeszcze innej grupy: rope stripes. Ten drugi z kolei jest wykropkowany – regularny, drobny i subtelny, jakby szpilka (pin) zostawiła na materiale biały przerywany ślad.

Choć i w obrębie tego samego wzoru są różnice – w grubości, wyrazistości, kolorze, rozstawie prążków. Te cechy pozwalają różnicować materiały.




Nawet mafiozo na pudełku gry planszowej „Mafia” firmy Granna ma brązowy garnitur w prążki. Może za inspirację posłużyło grafikowi jedno ze zdjęć Ala Capone w prążkowanym garniturze, wykonane w maju 1929 roku. Don Massima, bossa sycylijskiego gangu z filmu „365 dni” nakręconego na podstawie książki Blanki Lipińskiej, też moglibyśmy ubrać w garnitur w tenis – gdyby tylko miał więcej „ubieranych” scen ;)




Nie trzeba od razu przeistaczać się w gangstera z Chicago czy Palermo albo finansowego ninja – Wilka z Wall Street i stawiać na prążkowany total look. Można zamienić w zestawie ulubione dżinsy na spodnie w prążek – najlepiej większe, luźne, oversize’owe (np. wzorować się na modelu od Ganni) i sprawdzić efekt końcowy takiej podmianki. Albo do tych ulubionych dżinsów dodać za dużą prążkowaną marynarkę i ukryć pod nią mały top czy biustonosz. Taką najlepiej pożyczyć od partnera, dla najlepszego efektu. Albo przeciwnie – wybrać nie za dużą, a za małą – krótką, zapiętą, założoną na gołe ciało, żeby potraktować ją jak top. To na pewno pomoże przełamać klasyczny i retro charakter prążków. Następnym razem sama spróbuję.




Mnie się marzą takie dużo za duże spodnie, świetnie skrojone, które mogłabym pożyczyć od Franka Sinatry, Clarka Gable czy Cary’ego Granta. Inspiracji możemy szukać w latach 1920-1940, a także w prywatnych szafach projektantów mody: Christiana Diora, Yvesa Saint Laurenta czy Ralpha Laurena i współcześnie wśród bywalców targów Pitti Uomo w Mediolanie – ci pierwsi lubowali się, a ci drudzy nadal bardzo lubują się w prążkowanych garniturach.




Prążki mogą mieć w sobie zakodowaną wiadomość i zamiast kropek czy kresek być zbudowane z literek. W takim przypadku treść próbuje się dogadać z formą – mnie to bardzo odpowiada, tak samo jak opowiadające historię prążki. W garniturze z takim przesłaniem dopiero czułabym ten legendarny power. To jedna z ekstrawagancji. Podobnie awangardowy w świecie klasycznej elegancji jest garnitur w prążki nie pionowe, a poziome. Smakowity typ, bo bardzo rzadki, a przez to niesamowicie pociągający i przyciągający :)




W granatowym zestawie pożyczonym od mamy od razu poczułam się jak rekin finansjery. Tego popołudnia wskoczyłam w jeszcze jedną stylizację, stylowo totalnie przeciwną do tej męskiej, bo subtelną, kobiecą, falbaniastą i zmiana w sposobie poruszania się, odczuwania i w nastawieniu była niesamowita. Mimo że tu i tu były tenisowe prążki. Miękki, trochę piżamowy komplet doskonale udaje garnitur i mam w nim tę moc. Mogłabym zaśpiewać hit z „Krainy Lodu”. Granatowa kamizelka ma delikatny kwiatowy nadruk i może udawać gorset dzięki ozdobnemu wiązaniu. Wyjściowo i docelowo była częścią jakiegoś folkowego kostiumu, kupiona przez mojego tatę za grosze na aukcji internetowej. Okazuje się, że może być także składnikiem nieoficjalnego uniformu gangsterskiego. 

Uwielbiam zmieniać przeznaczenie rzeczy i dawać im różne twarze. Niebieską koszulę w paski zabrałam mężowi. Wcześniej sama mu ją kupiłam w prezencie na zajączka. Gdy otwierał pakunek, skomentował to przed naszymi chłopcami tymi słowami: „a to mama chyba dla siebie zamówiła”, nie wierząc w moje bezinteresowne intencje. Okazało się, że miał rację – koszulę włożyłam pierwsza… W tej stylizacji tylko kamizelka i torebka są moje, a i tego czerwonego lakierowanego kosmetyczkopodobnego malucha sama sobie nie kupiłam, tylko dostałam od mamy. Buty też od niej pożyczyłam. Te trzy czerwone plamy – na stopach, w dłoni i na ustach – dodały męskiej całości kobiecego kolorytu. A i są elementem trendowatym w tym pozornie klasycznym uniwersum.



MARYNARKA, SPODNIE, BUTY - Bonprix
KAMIZELKA -  Allegro
KOSZULA - House
KOLCZYKI - no name
TOREBKA - Oriflame




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz