niedziela, 20 lutego 2022

Co wypada nosić w ciąży?

BRZUCH Z TWARZĄ TO BRZUCH Z GŁOWY - O MODZIE W CIĄŻY




Jest wiele kobiet, które mają problem ze swoim brzuchem. Nie w sensie zdrowotnym, a wizualnym. Temat teoretycznie nie dotyczy fit girls i sportswomenek, które szczycą się idealnym kaloryferem mięśni brzusznych. Choć zanim go wypracowały, też mogły mieć jakiś kompleks brzucha, który stanowił motor napędowy działań sportowych. Brzuch bywa częstą bolączką związaną z byciem kobietą, o czym pisała Wanda Hagedorn w drugiej części graficznego memuaru pt. „Twarz, brzuch, głowa”, i wbrew pozorom temat ten nie jest przypisany do konkretnych literek na metkach ubrań. Może dotyczyć każdego rozmiaru, jaki nosimy i ciągnąć się po odzieżowo-metkowym alfabecie przez całe nasze życie. 


Podlegamy presji i obsesji płaskiego brzucha. Ten rośnie w naszych oczach do gigantycznych rozmiarów, nawet jeśli jest tylko minimalnie odstający od linii łączenia kości miednicy. Szczupłe dziewczyny tłumaczą się z „oponki”, szukają fasonów maskujących brzuch, wstydzą się rozebrać się przed partnerem, a w stroju kąpielowym krępują się nawet słońca na plaży. Hagedorn nazywa to „wielkim niekończącym się projektem dyscyplinowania brzucha oraz innych kawałków ciała” i „ukobiecaniem”. W swoim memuarze odwołuje się do znanych jej z dzieciństwa idealnych i wyidealizowanych postaci dziewcząt z ilustracji Jana Marcina Szancera – „najbezbrzuszniejszych i najbardziej wiotkich ze wszystkich”. Sama uwielbiam ilustrację modową i rysunkowe modelki nienaturalnie długie, przeszczupłe – także te Szancerowskie, bezbrzuszne, eteryczne sylwetki. To pewnie wyraz wewnętrznej tęsknoty za takową. Niemalże wszystkie poddajemy się mechanizmom (samo)nadzoru, korekty, dyscyplinowania się. Moje bliskie koleżanki, piękne i mądre dziewczyny, szczupłe do pozazdroszczenia – a każda z wielkimi zastrzeżeniami względem swojego „wielkiego” brzucha i w permanentnej walce ze swoim ciałem (nie)doskonałym. Rozliczenie z brzuch-a/-em i za brzuch wcale nie opiewa na kwotę za potencjalną operację plastyczną lub wytrenowanie na siłowni tej części ciała. Która jest powodem do tłumaczenia się, obwiniania i częścią „ukobiecania”, symbolem zaburzonych relacji z ciałem. Skąd się one biorą? Oceny, zachcianki, oczekiwania innych względem okolic pępka stają się nasze własne już od pierwszych lat życia. Pamiętam, że od dziecka wstydziłam się mojego brzucha. Już jako mała dziewczynka uważałam, że za bardzo odstaje, nie jest płaski, a za duży i nie chciałam go odsłaniać, także żadnych crop topów na moich dawnych zdjęciach nie zobaczycie.

Pamiętam jedną jedyną fotografię. Stoję obok mojej kochanej i płaskobrzusznej kuzynki, jesteśmy ubrane tak samo. W granatowe dzwony, krótki elastyczny top i granatową kamizelkę jak najbardziej przysłaniającą brzuch. Ale kamizelka jako zasłona dymna nie wystarczyła – dodatkowo zakrywam brzuch ręką. Mam może 9, może 12 lat. Nie pamiętam. Dwie dekady później sytuacja nie wygląda wcale lepiej – brzuch zapewne znacznie gorzej. Sprawy nie poprawiają niewybredne, niechciane komentarze – często niewinne, może nawet od życzliwych osób, przy czym totalnie z czapy. Bo kiedy myślisz, że brzuch wcale nie wygląda źle, a nawet dobrze, zawsze znajdzie się ktoś, kto może obalić takie myślenie. W momencie gdy miałam najbardziej płaski brzuch kiedykolwiek (po urodzeniu drugiego syna był taki czas, co wyjątkowo obiektywnie sama stwierdziłam), to i tak pojawiły się od jednej pani gratulacje z powodu trzeciego potomka, który powstał jedynie w jej głowie, nie w moim łonie. Wystarczyła poza, odstająca kość miednicy na zdjęciu, żeby widzieć brzuch nawet tam, gdzie go nie było.

I tak oto brzuch zyskuje wymiar społeczny, staje się sprawą publiczną. Choć wtedy, kiedy wygodniej, staje się rzeczą intymną i powinno się go trzymać z dala od ludzkich oczu. Brzuch ma silny związek z patriarchatem. Także tym nieuświadomionym, zakorzenionym w nas samych, w kobietach.




Stanem, w którym teoretycznie nie musimy się przejmować wyglądem naszego brzucha, a wręcz szczycić się jego wielkością, jest ciąża. Teoretycznie nie musimy i nie powinnyśmy się martwić odbiorem stanu naszego ubrzuchowienia w tym czasie. Jednak znowu okazuje się, że brzuch to sprawa społeczna. Ten ciążowy wzbudza i miłe, i niezdrowe zainteresowanie innych, którzy co gorsza uzurpują sobie prawo do dotykania go. W końcu brzuch, który nosi nowe życie, to źródło szczęścia. Jego dotknięcie sprawia, że i na dotykającego spływa powodzenie. Taki dotyk przynosi uśmiech fortuny. Jednak jeśli brzuch jest „za duży”, bywa adresatem niewybrednych komentarzy. Dziewięć miesięcy oczekiwania na dziecko to jednocześnie czas wzmożonego wzrostu obwodu w pasie, zaniku talii, totalnej transformacji figury. Oczywiście jest to uzasadnione, dzieje się to „w imię wyższych celów”, z powodu których możemy czuć się najszczęśliwsze na świecie. Jednak drugą stroną medalu jest konieczność akceptacji zmian, która może przychodzić trudno.

Zmienia się wszystko. Nie tylko ciało, ale i psychika. Moda w ciąży może już tak nie cieszyć. Magiczne dziewięć miesięcy jest trochę jak etap zawieszenia. Bo zanim w pełni się przestawimy na nowe siebie, znika brzuch, a na świecie pojawia się nowy człowiek. Figura znowu się zmienia. Wolniej lub szybciej wraca do stanu sprzed ciąży. Albo i nie. Nie jest to takie ważne, kiedy myśli zaprząta matczyna codzienność, choć inni przypisują nam swoje oczekiwania. Celebrytki biegną w wyścigu demonstrowania swego brzucha po porodzie – tydzień, dwa; miesiąc, dwa. Niektóre w celu normalizacji różnych stanów fizjologicznych, inne z dumy, minoderii, popisowo. Karmienie piersią także narzuca pewien dress code. Trudniej jest cieszyć się modą. Znowu.

Nie cieszą także komentarze i nastawienie do kobiet w ciąży takie, z jakimi musiałaby się zmierzyć np. Rihanna, gdyby znała język komentujących facebookowy post polskiego Vogue’a na swój temat. Język daleki od mowy kultury i empatii, bliższy mowie nienawiści. Rihanna spodziewająca się dziecka jest pod obstrzałem mediów i krytyków całego świata, którzy pytają i o(d)powiadają, co sądzą o jej ostatnich stylizacjach. Awangardowych, nietypowo ciążowych, odważnych, mocnych, modnych, a co gorsza odsłaniających brzuch i przez to tak gorszących. To ich największy grzech - wyłamują się z ciążowego dress code'u społecznie akceptowanego. Nie są niestety luźnym workiem zakrywającym fakt, że kobieta w ciąży musiała najpierw uprawiać seks, żeby się w stanie błogosławionym znaleźć. Wśród gderliwych oceniających m.in. komentarz „jaka gruba”, napisany przez kobietę. W głowie się to nie mieści. Gruba w ciąży, chuda w ciąży – tak źle i tak niedobrze. Jakie są w ogóle normy? Kto to rozsądza? Kto przypisuje sobie prawo oceny? Wirtualni znawcy gotowi pierwsi rzucić kamieniem i widzący drzazgę w innych, zaś belki w sobie nie.

Internauci nie mieli litości także dla Mai Hyży, która na premierę filmu „Miłość jest blisko” wybrała według nich „zbyt odważną” i „nieodpowiednią” kreację odsłaniającą ciążowy brzuch i – co gorsza – pokazała „niesmaczne” rozstępy na tymże fragmencie ciała. Tym samym posypała się lawina komentarzy na temat tego, co wolno w ciąży, a co nie. Od wokalistki zaś wymaga się „tłumaczeń”. Prezentowanie ciążowych kształtów i mówienie o swoich prawdziwych odczuciach odczytywane jest dziś za odwagę. Bo najlepiej byłoby się schować na te 9 miesięcy w ciemnym kącie. A już na pewno nie nienormatywnie świecić gołym brzuchem. Bo nie wypada. Bo to przecież sprawa intymna. Według niektórych nie godzi się nawet włożyć dopasowanej sukienki. Już to jest gorszące dla podwójnej moralności.

Dyskomfortów związanych z tym „błogosławionym” stanem jest tyle, że naprawdę dokładanie do pieca swoich często rynsztokowych opinii jest totalnie nie na miejscu. Odbija się czkawką i skutkuje zgagą. Żadna przyszła mama sobie tego nie życzy. A nie zapominajcie, że jeśli nie spełnicie prośby kobiety w ciąży, w mieszkaniu zalęgną wam się myszy i was zjedzą! Skończyć jak Popiel byłoby nieciekawie.


Fot. Czesława Włuka Pani o Czerwonych Włosach



(Artykuł edytowałam - uzupełniłam o zdjęcie, które powstało w kwietniu 2022 w obiektywnym szkiełku i subiektywnym oku niezastąpionej artystki fotografki Czesi Włuki)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz