piątek, 31 grudnia 2021

Cekinowa sukienka w stylizacji wigilijnej / stylizacji sylwestrowej

KLEOPATRA W ŚWIECIE MAŁGOSI I JASIA.

CEKINY

 



Czyje wspomnienie przywołuje czarna cekinowa marynarka na kształt wyjściowego munduru i biała kryształowa rękawiczka w komplecie do niej? Tak jest, Michaela Jacksona. W takim stroju w 1984 roku spotkał się z prezydentem USA w Białym Domu. Artysta wielokrotnie wybierał cekiny, nie tylko na scenę, dlatego uważa się go za arbitra tego błyszczącego stylu. Dziś najchętniej przywdziewamy cekiny w okresie świąteczno-noworocznym – to często pierwszy sylwestrowy wybór. Ja lubię mieć cekinową wigilię, a nawet cekinowe święta. Tak naprawdę koniec grudnia mija u mnie pod znakiem cekinów.

Cekiny mają w sobie ulotność. Rejestrują chwilę, po czym ona znika. Dwa razy nie zdarza się i nie zdarzy uchwycić takiego samego odbicia światła na cekinowej powierzchni. Za to kolejny raz zdarza mi się o cekinach napisać.

Ina Lekiewicz w rozmowie z Karą Becker i Mają Chitro w jednym z moich ulubieńszych podcastów pt. Studio26 utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto wracać do tematów, które kiedyś już realizowaliśmy. Zawsze można dodać coś nowego, świeżego, dotrzeć do nowych informacji, miejsc, a nawet ująć je inaczej, bo przecież my sami się zmieniamy i to samo w sobie może być interesujące. A kogo jak kogo, ale naczelnej magazynu Vogue Polska nie wypada nie posłuchać. O cekinach pisałam już tutaj – KLIK, KLIK. I znowu to zrobię.




Cekinowa sukienka w kolorze starego złota sama według klasyfikacji niektórych fashionistek byłaby traktowana jako dość wiekowa, przez co zastosowane tu porównanie do tego szlachetnego kruszcu nabiera dodatkowego znaczenia, nie tylko poetyckiego i obrazowego. „Stara” – i w tym określeniu wcale nie chodzi o wymówkę dla męża, udobruchanie zazdrosnej koleżanki czy standardową reakcję kobiet na komplement, deprecjonującą pochwałę. Dwa czy trzy lata na wieszaku z metką sprawiły, że kopertowa sukienka w końcu nabrała mocy urzędowej i wyszła z szafy. Z metką w znaczeniu etykiety cenowej, a nie wędliny o wątpliwej aparycji, smaku i zapachu.

Sukienka Kleopatry, bo jak utkana ze złotych krążków, pięknie mieni się w świetle tak lampek choinkowych, jak i latarni ulicznych. Pora roku nie sprzyja, by pod takowymi wystawać celem sprawdzenia, przyjmijcie zatem a priori, że tak po prostu jest.




Tak właściwie trudno nazwać moją sukienkę mianem sequin dress. Może być to z mojej strony lingwistyczne nadużycie. To jakaś oszustka, pozorantka. Jej cekiny nie są prawdziwymi cekinami. Nie mają dziurek, nie są przyszyte, a przyklejone. Na dodatek znikają. Odklejają się. Odpadają od tła.

Znikają szybciej niż materiały w formie InstaStories. Zachodzi tu jakaś dziwna reakcja analizy krawieckiej. Zostawiam za sobą cekinowy szlak, po całym domu roznoszę błyszczące drobinki. Trafisz po nich do mnie jak po nitce do kłębka. Jak Jaś i Małgosia trafiliby do domu, gdyby ich okruszki nie zostały pożarte przez leśne ptaki.




Sukienka osypuje się, jak żywa choinka gubi igły. Ulega rozkładowi, rozpada się na mniejsze cząsteczki. Nawet nie muszę czarować, używać specjalnych substancji ani się specjalnie gimnastykować. W sumie nie muszę się nawet ruszać. Nie dziwię się, że kreacja trafiła na przecenę przeceny, a ja skuszona atrakcyjną ofertą kupiłam ją za jakieś trzy dychy. Najwyraźniej to sukienka typu śledzik – na raz. Jej jednorazowość jest tu wyróżniona, a nie żaden nowy fason.

Przez to stanowi niewątpliwie przykład szybkiej mody, mimo lat przechowywania tego egzemplarza w szafie. Boję się ją wyprać, żeby pralki/umywalki i odpływów cekinami nie zapchać. Pralnia chemiczna to dla mnie nielubiana ostateczność, więc nie proponujcie. I tak wstyd mi ogromnie za nieekologiczność mojej sukienkowej koleżanki.

Chodzę w mgiełce opadających pozłotek, połyskujące okrągłe drobinki zostawiam wszędzie, na wszystkim i na każdym. Dzieci odnajdują na sobie połyskujące punkciki – zapewne jeszcze długo będziemy je odkrywać w różnych miejscach.




Kiedy się położę, jak zaczarowaną cekinową kredką odrysowuję na podłożu zarys swojej sylwetki. Stąd już blisko do kategoryzowania ciał i kształtów. Cekiny jako narzędzie pracy wielu stylistek? Taka niepraktyczna pomoc w ustalaniu, który fason byłby dla nas idealny, a który absolutnie niedopuszczalny. Jednak sposób dość kłopotliwy dla pedantów – dywan z cekinów nie zniknie przez kolejne miesiące, a i nowych pieprzyków tak łatwo się nie pozbędziemy. Absurdalność tego pomysłu idzie w parze z coraz większą absurdalnością zakazów i nakazów sylwetkowych. Pozostańmy przy tezie mówiącej, że cekiny jako nieekologiczne ślady nieprzemijającej obecności są niezastąpione.

W przeszłości wyrażały zamiłowanie do luksusu, bo cekiny zawsze odnosiły się do bogactwa. Nawet słowo to wywodzi się z arabskiego „sikka”, czyli moneta i włoskiego „zecchino”, oznaczającego złote monety bite w Wenecji w XIII wieku.




Złoto i inne klejnoty przyszywano do ubrań z różnych powodów. Nie tylko symbolizowały status materialny czy rolę przewodnika duchowego, ale przyszywanie ich do materiału, noszenie blisko ciała służyło zapobiegliwości i celom praktycznym – zabezpieczeniu się przed kradzieżą. Szczególnie podczas podróży ostrożności nigdy zbyt wiele, dlatego sposób ten wykorzystywali nomadzi, koczownicy, wędrowcy. Cztery stulecia później monety zastąpiono blaszkami, „błyskami” – metalowymi krążkami, które pełniły wyłącznie funkcje dekoracyjne. Już w XVII wieku nadawały odzieży ekstrawagancki charakter. Mam wrażenie, że takie postrzeganie cekinów utrzymuje się po dziś dzień. Do tego poglądu dochodzą stereotypy o wieczorowości i/lub kiczowatości błyszczących ubrań. Jednak nie zawsze tak było.

Wystarczy spojrzeć na połyskującą suknię Coco Chanel noszoną przez Alden Gay, sfotografowaną przed Edwarda Steichena w 1924 roku – i suknia, i portretowana wygląda oszałamiająco. Moda na cekiny rozkwitła w latach 20. XX wieku za sprawą odkrycia grobowca Tutenchamona w Egipcie w 1922, w którym znaleziono szaty ozdobione złotymi krążkami. Te, choć nieco zmatowiałe, nadal robiły wrażenie. Ich zadaniem było prawdopodobnie ożywić faraońskie szaty. W końcu odbijały światło, tworząc iluzję ruchu. Cały świat opętała egiptomania. Migoczący trend wynikający z niej nie był jednak zbyt lekki w noszeniu. Ta moda na pewno nie była wygodną.




100 lat temu cekiny wykonane były z metalu. Ciężar takiej cekinowej sukienki musiał być olbrzymi! W latach 30. pojawiła się lżejsza wersja metalowa cekinów dzięki procesowi galwanizacji żelatyny. Takie ozdoby miały jednak pewne wady – oprócz koloru opartego na pochodnych ołowiu cekiny żelatynowe miały skłonność do topienia się. Nie w rozpalonym spojrzeniu wybranka serca niewiasty, ale już pod wpływem ciepła jego dłoni – tak. Taniec przytulaniec zostawiał więc na takich sukienkach ślad wydarzeń, dłonią odbity niczym pieczątką emocji. Pięknie to określiła Christa Weil na blogu „Fashion Preserve”: brakujące cekiny mogły opowiadać historię. Niejedno by zdradziły. Znikały także, gdy były zbyt mokre, czyli szalony skok do basenu oraz romantyczny taniec w deszczu odpadały. Dama nie mogła przemoknąć do suchej nitki, jeśli nie chciała zostać w gołej sukience, bez cekinów.

Żelatynowe krążki w przeciwieństwie do starożytnych egipskich nie były długowieczne. Dziś możemy udekorować nimi ciasta i wypieki, a potem... je zjeść. Takie znikające cekiny to sposób na zniszczenie sukienki – albo jej odmienienie. Dobry przykład idei zero waste w modzie.




Do cekinów znanych nam dzisiaj doprowadził modę Herbert Lieberman we współpracy z firmą fotograficzną Eastmana Kodaka. W latach 30. wykorzystywali octan celulozy (acetat) do materiałów filmowych, folia octanowa przydała się także do produkcji cekinów, choć nadal były one zbyt kruche. W 1952 roku wynaleziono mylar – folię poliestrową, którą pokryto cekiny, zwiększając poziom ich ochrony np. podczas prania. Jednak mylar+acetat w końcu ustąpiły miejsca plastikowi winylowemu, bardziej trwałemu, choć mniej błyszczącemu od poprzedników.

Cekinowa odzież swoim połyskiem miała odpędzać złe duchy, w co wierzono w Peru, Indiach i Egipcie. Dziś te drobinki to co najwyżej symbole hedonizmu. Sukienki z cekinami są jak kule dyskotekowe, a kobieta w nich jak oblana gorączką disco. Włożenie takiego stroju oznacza zapowiedź udanej zabawy, niepokornego świętowania, dobrego humoru. W cekinach czy bez, ale takich pozytywnych emocji jak po szampańskich bąbelkach życzę Wam w Sylwestra. Bawcie się dobrze. Szczęśliwego nowego roku!




PS Czy Leonardo da Vinci mógł się interesować modą? Co autor „Mona Lisy” ma wspólnego z cekinami? Czy projektując maszynę do ich produkowania, miał zamiar zdobić złotymi krążkami renesansowe suknie, czyli gamurry? Na pewno na papierze stworzył projekt urządzenia z systemem dźwigni i bloczków, który miał odciskać małe dyski z powierzchni metalu. Być może maszyna taka pomogłaby mu spełnić jedną z jego licznych – jak przystało na człowieka renesansu – ról, czyli projektanta wyszukanych kostiumów i masek w pałacu księcia Mediolanu Ludovica Sforzy. Wystawa „Leonardo da Vinci – 500 lat geniuszu” organizowana w Muzeum Obrazu i Dźwięku w Sao Poalo w 2019 roku i w odświeżonej wersji zaprezentowana w 2021 pokazała, że związki genialnego wynalazcy z ubiorem były silne. Miał wpływ na modę nie tylko w aspekcie estetycznym, ale i użytkowym, co wyraził, projektując m.in. skafander do nurkowania.



1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy tekst ��. Momentami uśmiałam się, ale też poczułam lekki niepokój. Cekiny się rozsypywały... sukienka ulegała destrukcji... pojawiła się obawa i pytanie o modelkę... czy obroni się przed tym procesem��

    OdpowiedzUsuń