środa, 17 lutego 2021

O rozmiarze w modzie

BARANEK / SHEEPSKIN COAT
PHENOMENAL US - CHALLENGE 141


Dlaczego rozmiary ubrań (prawie) nie mają znaczenia?


Rozmiar teoretycznie służy temu, żeby jak najlepiej dopasować do siebie ubranie. Jednak dziś w modzie kwestie dopasowania elementów stroju do ciała się zdezaktualizowały. Dopasowania w sensie przylegania, leżenia jak ulał, uszycia jak na miarę. Rozmiar ma znaczenie dla osiągnięcia modowego efektu stylizacji. Dlatego ten rozmiar według tendencji rynku mody ostatnich lat raczej wskaże, o ile większe może (powinno) być nasze ubranie. Choć tak właściwie nie wiem, czy w ogóle jest jakaś górna granica „dozwolonego” rozmiaru. Może jedynie taka, żeby aż tak bardzo nie zaplątać się w za długich nogawkach spodni czy spódnicach i żeby ubranie całkiem z nas nie spadło z efektem końcowym rodem z „Nowych szat cesarza”. Chociaż z tym możemy sobie poradzić dzięki np. paskom. W kwestii dolnej granicy rozmiaru jest prościej – jeśli w coś nie potrafimy się wbić, to jest zdecydowanie za małe.

Przy dążeniu do zrzucenia kilogramów rozmiary ubrań mogą być kamieniami milowymi diety. Takim wyznacznikiem postępu. Jednak i to możemy obalić – rozmiary łatwo oszukać i rozmiary łatwo oszukują nas. W sieciówkach są często źle odszyte, większe wyglądają na mniejsze i na odwrót. To najlepiej pokazuje, że rozmiar to jedynie numerek na ubraniu. Oznaczenie odzieży, nie nas.




Ważniejszy od rozmiaru ubrania jest jego fason.

Liczby na metce trochę pomagają zorientować się, które rzeczy będą pasować do ciała. Pokażą też, czy z rzeczy teoretycznie niemodnej jesteśmy w stanie zrobić taką bardziej na czasie, właśnie dzięki niedopasowaniu, przeskalowaniu.

Dlatego tak właściwie rozmiar, który nosisz, nie jest ważny. Nie określa ciebie ani twoich wartości. Nie jesteś tym rozmiarem. Przestań się definiować tymi cyferkami lub literkami. I nimi frustrować i na ich punkcie fiksować.

Wcale nie chodzi o to, że każda marka ma nieco inną rozmiarówkę. Ani o to, że szablony rozmiarów ubrań zmieniają się wraz z latami, bo sylwetki przedstawicieli populacji ludzkiej się zmieniają z każdym pokoleniem.

Wybieranie większego rozmiaru napotyka blokady psychiczne w postaci przekonań w rodzaju mocno przygnębiającym: skoro kupuję większe ubranie, to znaczy, że jestem większa, przytyłam, nie pilnowałam się, za dużo jadłam, za mało ćwiczyłam. Lawina samooskarżeń i samobiczowania rusza, a z efektem kuli śnieżnej trudno wojować.




To my przypisujemy znaczenie tym liczbom, nie producent odzieży. Ten nie ma zamiaru sprawić, żebyśmy poczuły się źle. Wręcz przeciwnie. On nie mówi: „jesteś gorsza, bo nosisz iks-elkę; jesteś lepsza, bo jesteś iks-iks-eską”. Te parametry są mu potrzebne do standaryzacji produkcji. Kiedy nie ma dostępnych w swojej ofercie większych rozmiarów, podyktowane jest to względami rynkowymi – m.in. niższymi kosztami wytwarzania.

Nasza obsesja na punkcie rozmiaru jest zatrważająca. Podsycana niewątpliwie przez media, trenerów fitness. A obiektywnie rzecz biorąc – urosłyśmy. Globalnie, na przestrzeni lat. Rozmiary dzisiejsze nie są równe swoim odpowiednikom sprzed lat. Jesteśmy większe niż nasze prababcie. Pozytywny trend sekularny obserwuje się z pokolenia na pokolenie w społeczeństwach rozwiniętych i rozwijających się. Ma związek z biologią, ale bez podłoża genetycznego. Ma charakter adaptatywny.




Jak powstają rozmiary ubrań? W wyniku badań antropometrycznych i uśrednionych danych statystycznych dotyczących wymiarów kobiet w społeczeństwie danego kraju. Zwykle kobieta o typowej budowie to środkowe rozmiary. W Stanach Zjednoczonych państwowy system rozmiarów wprowadzono w 1958 roku. Aktualizowano go do 1983 roku, w którym z niego zrezygnowano, przekazując pałeczkę producentom do samodzielnego opracowania. Tabela rozmiarów nie jest wspólna. Marki same ją aktualizują i często żonglują cyferkami i literkami, tworząc zjawisko vanity sizing. Większy rozmiar staje się numerycznie mniejszy dla dobrego samopoczucia kobiet. Bo im rozmiar mniejszy, tym nastrój lepszy... Tak bardzo rozmiar wpływa na percepcję siebie i swojej sylwetki. „Rozmiarówka próżności” długo była sekretem branży odzieżowej stosowanym dla podniesienia poziomu atrakcyjności kobiet w ich własnych oczach i zwiększenia skłonności do wydania wyższych kwot w sklepach.

Petite, tall, maternity, plus size i inne twory marketingowe mające pragmatyczny cel – pomóc nam odnaleźć naszą szufladkę, bywają ograniczające. W opozycji do nich mamy oversize i uni. Rozmiar uniwersalny, czyli jaki? One size to ubrania w jednym, uniwersalnym rozmiarze, które powinny pasować na kobiety w rozmiarze od 34 do 42. W zależności od naszej budowy będą luźniejsze lub bardziej dopasowane. Oversize to ubrania o powiększonej formie, lekko luba nawet bardzo za duże.

I w stosunku do niego powstało chyba najwięcej mitów. Przygotowując ten tekst natknęłam się na złote porady stylistyczne. Okazuje się bowiem, że klepsydry – sylwetki w powszechnym mniemaniu, kulturowo uważane za idealne – NIE POWINNY czegoś nosić. Tym czymś jest oversize. W takich krojach bowiem zdemolują swój doskonały wygląd i zaczną przypominać cegły. Wiem, brzmi to jak wyznanie szaleńca. Ten obłęd sięga jeszcze głębiej. Bo jeśli już zdecydujemy się na oversize’owe fasony, powinnyśmy je ograniczyć do jednego elementu garderoby. Pozostałe POWINNY być dopasowane. Oversize na oversizie da efekt przebrania, a nie ubrania. Jedyne, co POWINNYŚMY zrobić, to te złote zasady włożyć między bajki.





Dobrze liczyć się z tym, że bardzo obszerne rzeczy rzucają się w oczy. Bo tak jest. Sama nieintencjonalnie przeprowadziłam ostatnio pewien modowy eksperyment. W zeszłym roku kupiłam w second-handzie piękną sukienkę z printem florystycznym – w moje ukochane goździki. Podejrzewam, że tak naprawdę to tunika lub nawet koszula, ale za sprawą dużego – w stosunku do niby mojego – rozmiaru dla mnie jest sukienką. Na metce ma liczbę 50. Jest luźna, zamaszysta, ma piękny wzór i wspaniały rozmiar. Dawno nie zebrałam tylu komplementów, co tamtego dnia. Wniosek jest dla mnie jeden: rozmiar nie ma żadnego znaczenia – chyba że im większy, tym lepszy.

Najlepiej byłoby, gdybyśmy kupowały ubrania, nie zwracając uwagi na metkę z rozmiarem, a na to, jak w nich wyglądamy, jak się czujemy podczas noszenia, jak się układają. Choć podczas zakupów internetowych taki system kwalifikacji jest utrudniony. Dlatego ja zwykle sugeruję się nie do końca wymiarami w tabeli producenta, a tym, jaki efekt powstaje w mojej głowie w odniesieniu do danej rzeczy.

Dlatego w mojej szafie znajdziesz ubrania niemalże w każdym rozmiarze.

Tylko 5% populacji ma „ten idealny” rozmiar ciała zgodny z normami kulturowymi i medialnymi utrwalonymi w społeczeństwie. Pozostali próbują do tego ideału dojść różnymi sposobami. Także wybierając ubrania w za małych rozmiarach. Mnie się to zdarzało jedynie w tak skrajnych sytuacjach, gdy totalnie oszalałam na punkcie jakiejś rzeczy, a na całym świecie nie było większej ;) Choć zazwyczaj ten za mały rozmiar to po prostu ten tradycyjny mój, „adekwatny”.




Abigail Glaum-Lathbury, współzałożycielka Rational Dress Society, powiedziała: 

„W branży modowej liczby i wymiary ciała mają coraz mniejszy związek ze sobą”.

 Jej marka oferuje swoje produkty w 248 rozmiarach, w których brane pod uwagę są wymiary i typy ciała. Każdy ma swoją kreatywną nazwę, nie jest liczbą, co odbiega od normy, ale pomaga budować poczucie ciałopozytywności. Liczby wywołują niepokój, zawstydzenie, osąd, o czym bardzo dobrze wiemy my, kobiety.


Idealny obraz ciała jest nierealistyczny, a doskonałość jest iluzją. Mentalność bycia szczupłym zaburza nasze spojrzenie na modę w swej istocie pełną wolności i niezależności. System wymiarowania odzieży powinien zmienić się przede wszystkim w naszych głowach.





KURTKA: Renee
SWETER: SH
SPODNIE: Reserved
BUTY: Deezee
PASEK: no name
TORBA: Szachownica
OKULARY: mo eyewear
CZAPKA: Bonprix
SKARPETKI: no name






PS Dlaczego poruszam ten temat właśnie dziś? Bo jestem WIELKĄ fanką i orędowniczką oversize'u, dlatego chciałabym, żeby mój baranek był jeszcze WIĘKSZY! ;) Wtedy odpowiadałby wizji w mojej głowie w 100%. Są oversize'owe spodnie slouchy, buty typu chunky, okulary XXL i duży (mimo że tego nie widać, bo zbluzowany) sweter. Do pełni szczęścia brakuje mi ogromnego baranka ;)



 

3 komentarze:

  1. WOW - jednak nie poczytam :D taki długi tekst wymaga spokojnej kawki, a teraz nie mam czasu :D ;)
    Na ra :)
    Kisses - Margot

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tekst, przeczytałam cały. Zgadzam się z nim absolutnie. Nie powinnyśmy się karać za to, że 20 lat temu nosiłyśmy rozmiar XS/S a teraz M/L - to biologia zmienia nasze ciała, ale też hormony, wiek, spowolniony metabolizm, choroby, brak ruchu, zła dieta i milion jeszcze innych powodów. Wkraczajać w kolejne okrągłe urodziny, wiem już, że wraz ze zmianą kodu przybędzie mi kilka kg. Tak już po prostu jest. Oczywiście robię wszystko co mogę aby nie przytyć i moja waga stała w miejscu, ale też czuję się rewelacyjnie i lepiej sama ze sobą kiedy robię coś dla siebie. Rozmiarówka to tylko cyfry i kiedyś nie do pomyślenia w mojej głowie było, co mam założyć oversize albo coś w romiarze L? Teraz jest to już dla mnie norma, oczywista oczywistość i wcale nie czuję się z tym źle. Jak za wszystkim w życiu do takiego punktu widzenia trzeba chyba jednak dojrzeć. Świetny baranek, cała stylizacja podoba mi się szalenie. Mój baranek też mógłby być większy ale cieszy mnie że jest jaki jest, bo polowałam na niego długo i bardzo chciałam go mieć. Pozdrawiam Adriana Style

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie znalazłam chwilę na przeczytanie. Jak zwykle masz absolutnie rację w kązdej kwestii, którą poruszyłaś.
    Ja mam podobnie - w ogóle nie sprawdzam rozmiarów - no chyba, że kupuję online i jakoś trzeba to określić. Ale mam koleżanki, które zakupy zaczynają od rozmiaru i .... o dziwo, zakładając, że są na przykład M, w ogóle nie przyjdzie im do głowy, żeby przymierzyć L, czy S, czy każdy inny, jeśli akurat tego M nie ma. Co gorsza, zakładają, że w M zawsze dobrze wyglądają, co jest w 90% zupełnym kłamstwem. ;)
    A baranek jest przecudny - tak właśnie sobie wyobrażam perfekcyjną barankową stylizację - z białymi dodatkami i w za duzym rozmiarze - ach - PYCHA !!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Kisses - Margot :) )))

    OdpowiedzUsuń