KACZKI W KRATKĘ BURBERRY
Za oknem silny, porywisty wiatr, przez którego niejeden i niejedna straciliby głowę. Wiatr taki, że głowy urywa, nie tylko meteopatom i chorującym na niedrożność zatok. Atmosfera w ciemnym domu niczym z najbardziej ponurej powieści gotyckiej wcale nie lepsza. Ciężka i skrzypiąca grozą przywiewaną przez wszystkie szczeliny otuliny, nieszczelności okienne, szyby i kominy. Stuletni dom trzęsie się w posadach, trzeszczy i majaczy. Jego zawodzenia zagłusza dźwiękowy spektakl usypiający, w którym główną rolę gra dublerka suszarki do włosów. Wirtualny biały szum zdetronizował kołysanki znane z lat dziecięcych. Jego monotonia ma działanie wyciszające - przypomina mi stukot kół pociągów przejeżdżających nocami blisko mieszkania mojej babci. Wsłuchiwałam się w tę kolejową jednostajność jak zaczarowana, walcząc z bezsennością podczas nocowania u dziadków, bez bliskości mamy i taty. Teraz ta suszarka skutecznie eliminuje jęki wichury za oknem i ciężkie kroki sąsiada z góry, który snuje się po mieszkaniu jak duch, brakuje mu jedynie brzęku łańcuchów. Nawet bez nich efekt jest dość upiorny. Mimo tego kamuflażu dźwiękowego nie mogę oprzeć się wrażeniu, jakbym spędzała noc na Wichrowych Wzgórzach. Spoglądam zza firany na puste ulice i widzę złowieszczy, spiralny taniec liści podrywanych podmuchami wiatru. Widzę drzewa zaciekle stawiające opór żywiołowi. Choć ich korony wciąż pozbawione liści nie są tak nieugięte jak pomarszczone pnie. Uliczny krajobraz jest brudny, rozmyty, próżno szukać w nim czystości i ostrości. W takim anturażu zasiadam w pierwszym rzędzie na pokazie Burberry FW 2023.
Zamiast scenerii tajemniczych wrzosowisk północnej Anglii mamy tu scenografię w postaci namiotu wojskowego produkowanego przez markę w latach 20. i 30. ubiegłego stulecia. Pojawia się mgła, a z jej oparów wyłaniają się pierwsze sylwetki damska i męska okutane w długie, ciemnozielone, przeciwdeszczowe trencze ozdobione futrzanymi kołnierzami. Za nimi kroczy 53 modeli i modelek prezentujących niespecjalnie wyszukaną, dość codzienną, choć bizarną i punkową kolekcję, której nie brakuje przymrużenia oka w postaci chociażby kaczkowatych metafor i dosłowności wzorów utworzonych przez krzyżówki zmultiplikowane lub łabędzie jak namalowane pastelami. Dzikie ptaki wodne u Burberry są dość zaskakujące.
Brytyjskość została surowo ociosana, obgryziona, a nie wyszlifowana przez projektanta debiutującego w Burberry jesienną kolekcją. Daniel Lee nawiązał do tradycji tego sędziwego domu mody, ale zrobił to po swojemu. Tradycję ugryzł także dosłownie, wykorzystując tkaniny i dodatki z archiwum. Grzebanie w archiwaliach to konieczność zarówno dla debiutanta, który w ten sposób najlepiej pozna DNA marki, jak i dla środowiska naturalnego – taktyką zero waste dom mody realizuje założenia obiegu cyrkularnego mody. Pomocą designerowi służyła archiwistka marki, która przygotowała materiały z przeszłości. Niektóre z wybranych tkanin miały ponad 100 lat i wyprodukowane zostały przez stare angielskie fabryki. Obuwie wykonała marka Clarks, równie wiekowa co Burberry, a nawet starsza, bo założona w 1825 roku.
Poza trenczami i pledami - kratą odmienioną przez niestandardowe dla Burberry kolory: musztardowy, fioletowy, brązowy, purpurowy pojawiły się kalosze i akcenty animalistyczne jak printy kaczek, zwisające, sztuczne lisie ogony i pióra jak przynęty wędkarskie albo grzebienie kogucie. To prawdziwa celebracja kultury trencza i brytyjskości, którą prócz trofeów traperów, a konkretnie łowców lisów podkreślały również motywy heraldyczne takie jak nadruk rycerza Burberry w galopie i klasycznej angielskiej róży. Nie czerwonej a błękitnej. Wojna dwóch róż nabiera nowego znaczenia. Te symbole są jakby wykoślawione, zasilane nawozem ironii i rosną bogate w nowe sensy. Kolekcja jest archetypowa, pozostając nietypową. Trencz w modowej deklinacji ulega dekonstrukcji i przepoczwarza się, odmienia się przez i w spódnice, kurtki, koszule, kombinezony, a nawet spodnie. Przechylenie kraty Burberry na bok, zestawienie jej z kaczką w multiplikacji i zbrązowienie róż nosi znamiona postawy antysystemowej. A hasło nawiązujące do hitu zespołu Scorpions ulokowane na t-shircie pokazuje kierunek, w którym Burberry pod egidą Lee będzie podążać - "winds of changes".
Jeden z tych wiatrów najwyraźniej dmie w moje okna, zapewniając wzmocnienie wrażeń z pokazu. First row w 6D. Prawdziwie wyspiarska pogoda za polską szybą. Na ulicy jakby wyjętej z powieści Dickensa o palmę pierwszeństwa deszcz zmaga się z wiatrem. Termofor w kratkę Burberry nagle okazuje się być niezbędnym akcesorium - must have okresu gwałtownych ulew czy śnieżyc. Mamy trudne czasy - coś czuję, że zimą sięgniemy chętniej po stylowe ogrzewacze. Przydają się również płaszcze z gabardyny, sakwy i kalosze – idealne choćby do spacerów po lesie i przetrzebiania runa leśnego w poszukiwaniu i zbieraniu grzybów i chrustu. Dlatego też Polakom może się szczególnie spodobać ta praktyczna i funkcjonalna kolekcja. Kaczki też są nam bliskie. Sądzę, że Daniel Lee nie obraziłby się za te humorystyczne, lekko satyryczne stwierdzenia, bo w jego pierwszej kolekcji dla tego dość statecznego domu mody jest wiele wesołych akcentów. On sam uważa je za zabawne i podsumowuje tak: „Trzeba mieć trochę humoru”. Dystans też jest niezbędny.
Moje ulubione inspiracyjne detale tej kolekcji to frędzle - chwosty na ramionach swetra, kogucie pióra na golfie, wojna kolorowych krat, duże torby i róże. Daniel Lee przypomniał, że nie muszą być trójwymiarowe, żeby robiły wrażenie. Nie muszą być też czerwone. Podobno niebieskie róże wprowadzają magię i tajemniczość, a także wyrażają pierwsze emocje związane z pączkującą miłością, nadzieję na nowe rozwiązania i wiarę, że marzenie się ziści. Daniel Lee zazielenił Bottegę Venetę, zaś Burberry oblał niebieskościami, które korespondują z barwą fontu i rycerzem w nowym-starym logo marki. Strategia kolorystyczna fenomenalna. Tutaj nie ma przypadków.
Jeśli miałabym opisać tę kolekcję książką, wybrałabym „Jesień” Ali Smith. W moich skojarzeniach atmosfera i kolorystyka tej powieści znalazły odbicie na wybiegu Daniela Lee. Projektant wywiązał się z obietnicy – wykorzystując odniesienia do angielskiej spuścizny, swoimi pierwszymi projektami dla Burberry uczcił jej wysokość brytyjskość należycie. Nadając kolekcji punkowy charakter, oddał również hołd zmarłej niedawno Królowej Punka i ikonie mody Vivienne Westwood. Nie było to wyłącznie grzecznościowe zagranie, projektantka była bowiem związana z Burberry – w 2018 roku zaprojektowała dla tego domu mody limitowaną kolekcję łączącą bunt i tradycję, przyszłość i przeszłość, punk i dziedzictwo. Kolekcja Lee nakłada ekscentryczne i industrialne filtry na brytyjski romantyzm Burberry - jest dowodem na to, jak wiele znaczeń i odwołań można zakamuflować w ubraniu. I że moda to forma komunikacji, żywy język, którego pełne piękno dostrzeżemy, znając intencje nadawcy i rozumiejąc kod, jakim się on posługuje - to dopiero daje nam żyzne pole do interpretacji głębszych niż subiektywnych ocen dokonywanych jedynie na poziomie własnych odczuć estetycznych i dobrego lub złego gustu, czyli w kategoriach "podoba mi się"/ "nie podoba mi się".
Świetna kolekcja!
OdpowiedzUsuń