PHENOMENAL US - CHALLENGE 161
ARTYKUŁ DOSTĘPNY W WERSJI AUDIO:
PODCAST RADIO LETTA
Kiedy piszę te słowa, przez otwarte na oścież okna wdziera się do domu swąd palonej słońcem ziemi. Upieczony promieniami naszej gwiazdy świat pachnie specyficznie. Choć zadziwiająco rześki wieczór przynosi ukojenie po upalnym dniu, trudno się skupić, kiedy nieopodal dzikie ryki i śpiewy wybijają z rytmu słów. Tak właściwie brzmi to, jakby połowa dzielnicy zawzięcie kopulowała. Impreza trwa w najlepsze, sąsiedzi dają czadu. Do zapachu spalenizny posłonecznej dochodzi smród ogniska. Być może wokół niego tańczą nagusy w zapowiedzi orgii? Wyobraźnia podpowiada obrazy wyjęte żywcem z filmu "Midsommar. W biały dzień". W końcu dziś Noc Kupały, najkrótsza i najbardziej magiczna w roku. "Dzień Kupały najdłuższy w roku, noc Kupały najkrótsza, były jednym ciągiem wesela, śpiewu, skoków i obrzędów" – pisał Józef Ignacy Kraszewski w "Starej baśni". To pogańskie święto związane z letnim przesileniem Słońca było czasem wolnej miłości, cieszenia się nagością. Słowiańskie walentynki zakładają kąpiel w wodzie, po której zalecano rytualne skoki przez ogień – dla rozgrzania ciała i spalenia tego, co niepotrzebne. Magia kupalnocki nieco słabnie, gdy nasze śródmiejskie dzikusy odśpiewują zupełnie polskie „Sto lat” – taki powiew cywilizowanego świata.
Na pewno ekstatyczny taniec bez odzienia wokół ogniska jest bardzo plastyczny, jednak nie sądzę, by sąsiedzi odprawiali jakieś „bezbożne harce” czy „satanistyczne obrzędy”, jak Kościół katolicki w negatywnym świetle przedstawiał Sobótkowe zwyczaje poświęcone Kupale, bóstwu miłości według Słowian (a przynajmniej według części teoretyków słowiańskiej kultury). Te obrządki są dziś miłym powodem do zabawy, a mnie osobiście bardzo kojarzą się ze stylem rustykalnym: z białymi sukienkami z koronki, gipiury, lnu, płótna, wyszywanymi, haftowanymi; z naturalnymi materiałami torebek; z wiankami na włosach. Musi być sielankowo, wiejsko, z motywami ludowymi, bo inspiracje folklorem i przyrodą określają ten styl najbardziej. Tak oczami fantazji widzę pokrzykujące sąsiadki, hasające w ognistym kręgu – boginki boho w ażurowych sukienkach. Pewnie nierzadko słyszałaś (albo usłyszysz), że wyglądasz jak w firance, kiedy zamarzy ci się taka kieca. Takie swoje przekonania będą chciały sprzedać ci zazdrośnice, żeby cię zawstydzić. Osobiście nie widzę nic złego w firankowej sukience. Co więcej (lub co gorsza) nieraz mam ochotę zedrzeć z karnisza taką gardinę o pięknym koronkowym wzorze i owinąć się w nią, pospinać tu i ówdzie, pozszywać i wyczarować ażurową kreację. Analogia do Scarlett O’Hary jest zupełnie przypadkowa, niezamierzona, najwyraźniej podświadoma.
Na statecznej fotografii w książce Angeliki Kuźniak „Stryjeńska. Diabli nadali” księżniczka malarstwa polskiego Zofia Stryjeńska jest klasycznie elegancka w b&w - ma piękną białą koszulę koronkową, ażurową. Na jej obrazach za to dla kontrastu i z pełną dynamiką pokazana jest piastowska przeszłość i słowiańskość z wykorzystaniem feerii kolorów. Te krzykliwe barwy jeszcze mocniej akcentowały „nieokiełznaną dzikość ruchów” i ludowość. W serii „Bożków Słowiańskich” Stryjeńskiej znajdziemy także wspomnianego już wcześniej Kupało – boga światła i ognia. Choć jego istnienie podważają niektórzy znawcy tematu, twierdząc, że takiego boga w panteonie słowiańskim nie było. Tańczący chłopi, młode wieśniaczki, wiejskie obrządki i starodawni bogowie to częste motywy jej twórczości. Jednym z obrazów jest dzieło pt. „Puszczanie wianków na Wiśle”. Kolejnym były „Wianki” z serii „Obrzędy polskie” – tę tradycję artystka poruszała na płótnie wielokrotnie. Zobrazowała noc Kupały, sobótkę w różnych ujęciach. Mimo korzeni słowiańskich i odwołań do polskiego folkloru w jej twórczości zauważa się pewnego rodzaju orientalizm, dlatego mówi się, że jest polską Fridą Kahlo. Pięknie odmalowywała białe koszule z haftami i bufiastymi rękawami, tak bardzo teraz na czasie.
„Sen Nocy Letniej” Williama Szekspira w wersji modowej to strój w klimacie slow. Noc świętojańska pełna szaleństwa, magii i namiętności. Autor snuje refleksje na temat natury i miłości, zderza marzenia z rzeczywistością, sięga po motywy snu i jawy. A jeśli mowa o spaniu i kochaniu, to koronki są tu nieodzowne. Choć przed wiekami zawłaszczone przez mężczyzn – duchownych i monarchów, wykonywane były głównie przez kobiety. XVII-wieczni malarze tacy jak Caspar Netscher czy Nicolaes Maes przedstawiali koronczarki na swoich obrazach. Nieco później także Jan Vermeer uwiecznił na płótnie „panią wykonującą koronkę”. Jego niewielki obraz pt. „Koronczarka” ukazuje pozytywne wzorce i cnotliwą, całkowicie skupioną na pracy kobietę, siedzącą przy stole przystosowanym do wykonywania koronek. Koronkarstwo kulturowo kojarzy się z pracą kobiecą, mimo to cieszyło się szacunkiem, a koronka nieposzlakowaną opinią. Była symbolem prestiżu*. W dobrym tonie było nosić ją od najmłodszych lat, bez względu na koszty i praktyczność. Widzę tu tradycyjny związek z bogatymi w koronkę becikami, w których podaje się dziecko do chrztu w kościele. W czasach Vermeera białą koronkę zarezerwowano dla kołnierzyków, gdyż miała służyć pomocą w podkreślaniu twarzy i oczu – w takiej formie odbija światło, jest dla buzi jak reflektor. Wcześniej, w XVI wieku, zdobiono nią muślinowe krezy, które nosili wszyscy, bez względu na płeć. Dzięki niej głowa wyglądała na oddzieloną od reszty ciała, jak podana na tacy.
Koronkę noszono także w formie pomponów przy męskich butach, co można zobaczyć na portretach historycznych. Cesarz Franciszek Lotaryński był cały ukoronkowany. Dziś mężczyźni raczej trzymają się z dala od niemęskich koronek – na pewno ci, którzy uważają siebie za samców alfa. Trzymają się z dala w odniesieniu do własnej garderoby. Bo do damskiego koronkarstwa bieliźnianego niewątpliwie ich ciągnie. Dwoista natura koronki temu winna. Takie pożądliwe moce budzi. Dwoista natura koronki odpowiada dualizmowi i zmienności natury kobiety. Niewinność i zmysłowość, delikatność i erotyzm, czystość i pokusa. Nic się tu nie wyklucza.
Koronka zasłania i odsłania jednocześnie i działa na męską wyobraźnię. To z jednej strony środek uprzedmiotowienia, z drugiej narzędzie wyzwolenia kobiet. Dlaczego? Koronka odegrała bowiem swoją rolę w emancypacji kobiet. Koronkarki mogły pozwolić sobie na finansową niezależność. Dziewczęta, które kształciły się w umiejętnościach tkackich i koronkarskich, nie tylko zdobywały wykształcenie, ale i możliwość pracy, zarobku i samostanowienia o sobie. Mogły pracować jako nauczycielki rzemiosła czy prowadzić warsztaty. Koronka była jak składowa własnego pokoju według koncepcji Virginii Woolf.
Tak jak kobietom nie wszystko było wolno, tak i na koronkę nakładano zakazy ze względu na jej wysoką kosztowność – czynił tak król Ludwik XIV. Normy określały dozwoloną szerokość koronek. Nawet mierzono, czy ktoś aby nie przedobrzył. Ta koronkowa policja z miarką krawiecką nie tropiła niemoralności ażurowej tkaniny - stała na straży, by nadmiernie nie epatować bogactwem, a nie wdziękami.
Dziś koronka pod względem fonetycznym nie ma zbyt dobrych koneksji; zwłaszcza w ostatnich 17 miesiącach odbiór tego słowa się pogorszył. Koronka – pieszczotliwa ksywa wirusa, który bezceremonialnie zawładnął światem i nim zatrząsł jak grzechotką. Koronka – modlitwa wzorowana na różańcu, wznoszona w różnych intencjach – nie zawsze wtedy, jak trwoga to do Boga, choć najczęściej. A grozy i zgrozy w tej pandemicznej rzeczywistości nie brakuje, to i koronki się odmawia. Koronka – sekwens kart jednego koloru w niektórych grach karcianych, np. w brydżu to cztery honory atutowe w jednym ręku (bo pięć honorów w kolorze to już korona). Tu pozytywnie – koronką można przynajmniej coś ugrać. Na blogu poświęconym modzie powinna nas interesować koronka w znaczeniu lekkiej, ażurowej tkaniny z różnorodnych splotów lnianych, bawełnianych itp., tworzących desenie.
Ale interesuje nas znacznie więcej. Bo jednak moda to koronkowa robota. To element kultury, jest pełna sztuki i codzienności, funkcjonuje w rozmaitych relacjach i kontekstach. Dlatego wszystko się tak naturalnie zazębia. A jeśli o zębach mowa, to w stomatologii koronki również mają swój niebagatelny udział, poprawiając i estetykę uśmiechu, i stan ducha/zdrowia, a przez to samopoczucie, ogólne zadowolenie z wyglądu i samoakceptację. Choć to najczęściej droga per aspera ad astra, zarówno w wymiarze finansowym, jak i fizycznym czy psychicznym.
Sama koronka jest jak proteza** kobiecości. Jest prostą receptą na szybką seksowność – według męskiej wizji kobiecości. Niesie z sobą obietnicę, kusi „włóż mnie, a będziesz kobieca”, jak śpiew syren kusił żeglarzy. Choć jednocześnie z tyłu głowy zapala lampkę wulgarności. Delektujcie się nią (koronką - choć jak chcecie to i wulgarnością;) ) i korzystajcie z jej uroków, ale przełamujcie przy tym koronkowo-modowe schematy (także własne), bo łatwo dać się zwieść temu, co znane, lubiane, popularne, mało wyszukane i osiąść na mieliźnie dosłowności (a nawet bieliźnie). Gdy patriarchalny chór syrenów-dewotów-dziadersów śpiewa, uprzedmiotawiając, bądźcie jak wilczyce morskie mitologicznego Odysa, głuche na opresyjne nawołania i stereotypy. Bądźcie Odyseuszkami przywiązanymi do masztu twórczego szału, niepomne na rozkazy zasad stylu, grające z kulturową konwencją. Wtedy na pewno wyjdzie z tego gorąca koronka do serca mody.
#phenomenalus #phenomenaluschallenge #widzialnefenomenalne
* Inaczej niż bycie kobietą w XVII wieku - zwłaszcza kobietą myślącą i niezależną.
** Środek zastępczy, namiastka, uzupełnienie braku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz