wtorek, 5 stycznia 2021

Jak nie zostałam influencerką!

BLOG LETTASHOES JUBILATEM

 



Po książkę „Jak nie zostałam influencerką” sięgnęłam z powodu tytułu – uznałam, że może odnajdę w środku samą siebie.
Nie żebym się w niej zgubiła jak w króliczej norze czy Zakazanym Lesie, ale tytuł opisuje mnie idealnie – bo ja też nie zostałam influencerką. Mimo że w świecie internetowym działam już od 5 lat. Właściwie "działam" to może złe słowo – jestem obecna w blogosferze od 5 lat. Dziś mija pierwsze pięciolecie mojego pierwszego artykułu na blogu Lettashoes. To wielki dzień, w końcu taki jubileusz zdarza się raz na 5 lat ;) To wielkie święto mojej wytrwałości i robienia czegoś dla samej siebie.

W książce autorstwa Majki Nowak znajdziecie perypetie Kaśki, która w dołku po utracie pracy i z przekonaniem o braku jakichkolwiek talentów własnych postanawia zostać influencerką. Czyli celebrytką mediów społecznościowych, która ma duży wpływ na swoich odbiorców i potrafi ich przekonać do różnych rzeczy, zarabiając przy tym na życie, nieraz bardzo godne. Działalność na Instagramie i innych kanałach socjalmediowych przedstawiona została w krzywym zwierciadle. Nie jest to najzabawniejsza powieść tego roku, jak obiecuje wydawca na okładce, ale na pewno nieraz się zaśmiejecie podczas lektury. Jeśli w ogóle przebrniecie przez przygody i przeszkody bohaterki na drodze do instasławy. Powieść napisana w formie monologów wewnętrznych bohaterki może trochę zmęczyć, ale pokaże też coś, co niektórym wydaje się proste i szybkie, a wcale takie nie jest – zdobywanie popularności i statusu osoby wpływowej w Internecie.

 Kaśka próbuje wszystkiego, żeby stać się influencerką. Jej działania pochłaniają dużo czasu i wysiłku, a nie przynoszą żadnych rezultatów. Dosłownie żadnych. Mimo że książka jest satyrą na blogerów, youtuberów, instagramerów, tiktokerów, to dla mnie osiąga efekt odwrotny. 

Pokazuje ile starań, pomysłów, umiejętności, godzin, pracy, planów wymaga działalność internetowa. Książka jej nie wyśmiewa, nawet jeśli takie było pierwotne założenie. 

Nie od razu zasięgi zbudowano, współprace płatne nawiązano - w powieści Majki Nowak wyraźnie to wybrzmiało. Czasem publikacja jednego zdjęcia to długie godziny pracy. Jednak o tym może nie wiedzieć zwykła Kowalska. Majka Nowak najwyraźniej wie, bo napisała o tym dość szczegółowo. Czy był to dobry research, czy jedynie bogata wyobraźnia? Nieważne! Faktem jest, że słynnym twórcom internetowym nic nie spadło z nieba. Samo czytanie o wykonywanych przez nich czynnościach może człowieka zmęczyć, a co dopiero wdrażanie ich w życie.



 
Za jednym zdjęciem stoją dziesiątki zdjęć w sesji. Jedno wideo to dziesiątki ujęć. Scenografia, stylizacja, makijaż, obróbka graficzna, montaż, podpis, opis. Reakcje na komentarze, dyskusje z obserwatorami. Praca na cały etat, która pochłania nieraz więcej czasu niż 8 godzin, okupiona stanem permanentnego bycia online. 

Jak wygląda moja praca nad artykułem? 

Nawet jeśli w przypływie słowotwórczej weny samo pisanie zajmie mi parę godzin, powiedzmy dobę pracowniczą, to raczej nikt nie bierze pod uwagę lat, które sprawiły, że jestem w stanie zrobić to w takim czasie. Lat zdobywania różnych umiejętności, wiadomości, przeczytanych książek, magazynów, odbytych szkoleń, studiów, przeprowadzonych rozmów. To wszystko odbija się w tekstach. Ale samo pisanie to właściwie proces końcowy. Jest jeszcze research, fucha górniczo-wydobywcza, czyli przekopywanie się przez informacje, pomysły. Selekcja tychże. Czynności kopalniane lubię szczególnie, może dlatego, że mój dziadek wiele lat pracował pod ziemią. Po wszystkim porządkowanie placu boju i dopiero przelewanie myśli na papier. 

Do słów dochodzą obrazki, czyli fotografie. Wyszukane albo niewyszukane, jeśli wykonane. Te drugie są przede wszystkim smartfonowe, czasem do lustra. Mogłyby być profesjonalne, ale to zajmowałoby jeszcze więcej czasu i pieniędzy, angażowałoby więcej ludzi. Wystarczy, że w moją blogową historię wciągnęłam męża i mamę, którzy pełnią rolę moich paparazzich. Zresztą należą się im szczególne podziękowania – zawsze we mnie wierzą i mobilizują mnie do działania. Bardzo Wam za wszystko dziękuję! Za każdą chwilę na kolanach, kiedy wymagam zdjęcia z żabiej perspektywy. Za każde wyciągnięcie ramion w górę. Dzięki wysokiemu mężowi nie muszę taszczyć drabiny – ujęcie z perspektywy ptasiej mam w pakiecie ślubnym. 

Ostatecznym zapalnikiem do odpalenia blogu był mój oblubieniec właśnie, który w ostrej dyskusji ponad pięć lat temu wzbudził we mnie poczucie, że jak nie teraz, to kiedy? Byłam już w trzecim trymestrze ciąży. Za chwilę miała się zacząć jazda bez trzymanki. Do blogowania przymierzałam się kilka lat. O kilka lat za długo. 

Dla Olgi Tokarczuk literatura jest przestrzenią, w której prywatne staje się publiczne. Dla mnie jest nią mój blog. To moja siłownia umysłowa i mój prywatny, choć publiczny, modowy magazyn, dla którego jestem jak Anna Wintour, Suzy Menkes i Grace Coddington dla Vogue. 

Zawsze może być lepiej. Może jeszcze będzie. Szykuję parę niespodzianek :) 
Gwoli podsumowania: dotychczas na blogu opublikowałam 210 wpisów, które zostały wyświetlone ponad 39 tysięcy razy. Najpierwszy, przywitalny post był testowy, więc go nie uwzględniam. Kilka z nich było materiałami prasowymi, czasem wzbogaconymi moim komentarzem - ich publikacją mogłam pomóc przyjaciółce w jej pracy, dlatego chętnie to robiłam. Żaden nie był sponsorowany. Wszystkie były moje.


Droga Czytelniczko, drogi Czytelniku, dziękuję, że jesteś, że mnie czytasz (nie tylko oglądasz) i doceniasz! <3



3 komentarze:

  1. Arletko, jak zawsze wspaniały tekst. Jeszcze raz gratulacje i cudownie, źe nie zostałaś influenserką ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Arletko, jak Cię uwielbiam :) )))))))))))))
    Mogę czytaś bez końca wszystko, co piszesz. Jesli jeszcze tego nie robisz, to powinnaś pisać książkę. Nawet jakis banalny temat Twoim piórem będzie bestsellerem. :) ))))
    Nie znam ksiązki, ale również mogę się zidentyfikowac z hasłem - Jak nie zostałam Influenserką hahahhah
    Wszystko prawda, - godziny, ba lata pracy, tony zdjęć, kilometry tekstów i ... raczej duzo kasy.
    Dla mnie warto, pomimo, że teraz już wiem, że wszystko co robię jest najbardziej dla mnie, chociaz kiedyś miałam nadzieję, że zmienię świat hahahah

    Gratuluję :)))))
    I ... czekam na Twoje stylówki na PU !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! KONIECZNIE !!!!!!!!!!!!!!!

    Kisses - Margot :) )))

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję 5 lat działalności blogowej i życzę jeszcze wielu wielu:) Książka nawet ciekawa się wydaje.

    OdpowiedzUsuń