wtorek, 19 maja 2020

Falbanki / Frills

PHENOMENAL US - CHALLENGE 103




Kiedy TVN przekonuje, że grochy cię pogrubią, a marynarki oversize są przykrywką dla kości anorektyczek, ty wskakujesz w wielką spódnicę z piętrowymi falbanami, która poszerzy wszystko. Toniesz w powodzi falbanek. Nie jest to krynolina na stalkówce ani spódnica nakładana na kilka spódnic spodnich i halek, jak to bywało w zamierzchłych czasach, tylko tradycyjna beza. Jedna spódnica złożona z wielu warstw tiulowych falban – i fason, i kolor są w niej księżniczkowe. 





Falbany są baśniowo-romantyczne, kobiece, ale z nutką dziewczęcości. Co nie oznacza, że nie noszą ich kobiety silne. W mojej propozycji odbija się Scarlett O’Hara i Ania Shirley, ale nie brakuje i Ani Maksymiuk-Szymańskiej, czyli Rudej z vloga Made by Ruda. Ania jest tu choćby pod postacią butów – sneakersów o nazwie SportAnki, które wspólnie stworzyłyśmy pod szyldem MASH. Wszystkie bohaterki silne i niezależne.




Falbanie brak możliwości samostanowienia, nie jest indywidualnym bytem. Zawsze przy czymś, zawsze przy kimś. Zależna i podporządkowana. Przyszyta do brzegu sukni, rękawa, przy dekolcie, kapeluszu, na bucie, rękawiczce czy torebce. Chociaż i ona się emancypuje. Zdarza się jej funkcjonować samodzielnie i to rozwiązanie bardzo mi się podoba.




Jeśli falbany mają towarzystwo koronek, kokardek, bufiastości, nabierają wiktoriańskiego charakteru. Jeśli są przy dekolcie carmen i u dołu spódnicy/sukienki, stają się hiszpańskie jak w strojach do flamenco. Mogą być hippisowskie, gdy fasony spodni z dzwonowatymi nogawkami albo bluzek z rozkloszowanymi rękawami, szydełkowe ażury i charakterystyczne wzory nawiązują do stylistyki lat 70. Wolanty z tiulu, marszczone, przeładowane, ułożone kaskadowo, będą balowe, princessowe. 

Falbany są jak kobiety, po prostu zmienne.




W XVIII wieku falbany obszywano koronką, co miało dodać im lekkości. Pewnie już wtedy kobiety obawiały się „efektu przyciężkawego” dla sylwetki. W Radzkowej kolekcji dla marki TOVA pojawiają się falbany przy pięknej, białej bluzce Rustic o wiktoriańskiej, bogatej formie – bo jest i baskinka, i falbany, i stójka w formie kryzy. Ale nie tylko dlatego Radzka jeszcze pojawi się w tym tekście.




Różne artykuły i stylistki straszą, że falbany są niełatwe do stylizowania. Oczywiście mówią, że poszerzają, dodają kilogramów, objętości. Ale także kobiecości i romantyzmu, więc mimo wszystko z nich nie rezygnujemy i szukamy kompromisu. Coś za coś. Dlatego w poradach stylizacyjnych czytamy, że falbany nosić można, bo są idealne do WYRÓWNYWANIA PROPORCJI i należy je umieszczać w miejscach, które mają być większe, bardziej kobiece, szersze po to, żeby inne wydawały się mniejsze, węższe, a całość harmonijna, zrównoważona. 

Tylko to znowu oznacza, że czegoś nie możemy, bo będziemy źle wyglądać. Po prostu, z zasady, bo komuś się kiedyś ubzdurało, że w każdej chwili musimy dążyć do ideału. Tylko jakiego? Tego przeszczupłego prosto z wybiegów czy wyretuszowanych okładek magazynów? Tej idealnej klepsydry? Pamiętajmy, że ten ideał jest zawsze względny. Nie tylko my jako ludzie jesteśmy różni i mamy różne upodobania. Proporcje, harmonia, kanony również zmieniają się w czasie. Wystarczy przyjrzeć się ideałom piękna na przestrzeni wieków. Co epoka, to inny ideał. Co szerokość geograficzna, to inny ideał. Co mężczyzna, to inny ideał. Gwarantuję Wam, że każda z nas wpisze się w jakiś wzorzec, więc jaki z tego wniosek? Jesteśmy idealne, bez wyjątku :)




Kilka lat temu furorę robiły filmy na Youtube prezentujące błyskawiczną historię mody, urody, kobiecego piękna na świecie i w poszczególnych krajach. Kilkadziesiąt sekund ruchomych obrazów i kilka tysięcy lat ideałów. Doskonale pokazała to nieco później, w 2018 roku fitblogerka Cassey Ho (blogilates) na Instagramie, edytując swoje zdjęcia odpowiednio do obowiązujących w różnych dekadach i stuleciach „ideałów”. Jej przesłanie: pokochaj swoją sylwetkę bez względu na standardy urody. „To wasze ciało jest doskonałym ciałem” – pisze. Chciałabym do tego dorzucić moją uwagę: piękno jest subiektywne.




Tylko cały czas z tym walczymy. Bojkotujemy. Oceniamy. Sytuację idealnie obrazuje dyskusja pod filmem promującym kolekcję TOVY i Magdaleny Kanoniak, znanej w modowym świecie jako Radzka. W kolekcji znajdują się fasony bufiaste, modowe, przepiękne, kobiece i męskie. 

Komentujące piszą: 
„kolekcja piękna, ale nie na moje kształty”, „fasony nie na mnie, bo dodają 10-15 kilo”, „to dobry krój dla gruszek, ale z małym biustem”, „szkoda, że to wszystko tak mocno pogrubia (…) a ja nie lubię siebie pogrubiać”, „piękne, ale pogrubiają”, „przepiękne ubrania, ale dobrze w nich będzie naprawdę zgrabnym dziewczynom, te sukienki dodają nie tylko kg, ale i lat”, „te boyfriendy strasznie pogrubiają, w życiu bym się tak nie ubrała”, „niestety, wszystkie sukienki zasłaniają nogi. Żadnego wcięcia. Babciny krój. Nie dla mnie”; „katana i boyfriendy nieznośnie masakrują sylwetkę, +10 kg wagi i zniekształcenie”, „strasznie pogrubiające te sukienki, taki ciążowy brzuszek się w nich robi”; „rozmiaru 48 to sobie w ogóle nie wyobrażam (…) chyba że ktoś chce wyglądać jak kopa”, „kuloty zniekształcają sylwetkę, odkobiecają” itd.

Chciałabym posłuchać mężczyzn, którzy tak dywagują o sobie samych między sobą albo za swoimi plecami… Niedoczekanie moje, bo faceci sobie tego po prostu nie robią! A dziewuchy dziewuchom tak, nagminnie.





Radzka doskonale na to wszystko odpowiada: To fasony, które same w sobie tworzą kształt (…) Z sylwetką samą w sobie nie robią nic złego, bo w nich tej sylwetki praktycznie nie widać, widać za to kształt sukni. I pewnie, że są osoby, które wolą coś bardziej dopasowanego albo podstawowego, coś, co płynie, a nie "stoi", ale my zdecydowałyśmy się pójść tym razem w wyrazistą formę :-)

Ciągle zapominamy, że ubrania nas nie pogrubiają, nie mają mocy podnoszenia czy obniżania wagi, tylko my je tak odbieramy, interpretujemy i takie im nadajemy sensy. To one są przeskalowane, nie my. I pewnie – jedne fasony działają dla smukłości bardzo korzystnie, inne mniej lub wcale, bo ich zadanie jest zupełnie inne. Tak jak i cele mody oraz kobiet są różne. Nie wszystkie i nie każdego dnia, w każdej sekundzie chcemy być „idealnymi klepsydrami”. Mimo to kobiety nawzajem ładują się do wora pogrubiania/poszerzania i w takich kategoriach oceniają, wywierając presję idealnego wyglądu.

Podobnie i słusznie zauważa jedna z komentatorek Radzki: Nie wszystkie ciuchy mają z nas zrobić seksi bejbes, każdy szuka czegoś innego w modzie.

A najtrafniej reaguje komentująca o nicku Venus flytrap. Jej opinia wyraża wszystko, co sama myślę o dzisiejszej modzie.




I kiedy jak najbardziej rozumiem, że fason może się komuś po prostu nie podobać, może ktoś jakiegoś koloru nie lubić etc. i będzie się ubierał zgodnie ze swoją filozofią, upodobaniami estetycznymi, to nie popieram ubierania się dla osiągania tylko i wyłącznie idealnej, jak najszczuplejszej i najseksowniejszej sylwetki kosztem swoich tęsknot – ubieranie się sylwetkowo samo w sobie nie jest złe oczywiście, bo każda z nas ma wybór i tym wyborem może być smukłość czy seksowność, ale złe jest to wtedy, gdy kobiety posuwają się do skrajności. 

Mimo że coś im się diabelnie podoba, nie założą tego, nie będą nosić z obawy, że to je pogrubi, poszerzy i będą do tego tylko tęsknie wzdychać i – co gorsza – żałować, że nie są idealne. A przy tym odbierają, wręcz zatruwają innym przyjemność z tego, że tamte miały ochotę (a coraz częściej myślę, że odwagę!) ubrać się w coś, co nie wydłuża, nie wyszczupla. Często takie samoograniczenia pojawiły się po tym, gdy ktoś – nie tylko media! – je wtłoczył do głowy – choćby niechcący, w dobrej wierze, w przypływie szczerości, po przyjacielsku, z troską albo… z czystej złośliwości i zazdrości. Tak się rodzą kompleksy i ograniczenia. W przypadku wyglądu nie ma miejsca na konstruktywną krytykę i ocenianie. Bo gdzie miejsce na obiektywne kryteria, merytorykę? Czasem wystarczy jedno małe, niewinne zdanie, nieraz totalnie niesłuszne, zawsze subiektywne, a zostanie zapamiętane na długo. Wrośnie w serce i się zakorzeni na lata. 





Mamy naprawdę różne spojrzenia i moja optyka może się zupełnie różnić od Twojej. Wyćwiczone w modzie oko nie będzie widziało w fasonach TOVY mocy pogrubiającej, nawet jeśli będzie je nosić plus size’owa sylwetka jabłka, prostokąta, cegły, wiolonczeli, wazonu czy jeszcze jakaś inna nieidealna W-K-O w rozmiarze 48. Takie lubujące się w trendach oko nie będzie wykorzystywać falban* jedynie do wyrównywania proporcji.

Odsyłam kolejny raz do Radzki i jej filmu o presji idealnego wyglądu, w którym poruszany jest ważny temat ideałów szczupłości, młodości, wysokości i paskudnego traktowania kobiet przez same siebie i inne współtowarzyszki tej opresyjnej niedoli. To zadziwiające, że robimy takie przykrości nie tylko swojemu ja, ale i czynimy zarzuty i wyrzuty jako totalnie obce nieznajome czy jako rywalki, a nawet przyjaciółki. Dziewuchy dziewuchom gotują taki los.




Coraz więcej osób związanych z modą nawołuje do tego, żeby nie traktować porad dotyczących fasonów jak Słowa Bożego głoszonego z ambony przez nieznoszącego sprzeciwu proboszcza. Najgłośniej o to apeluje stylistka Karolina Domaradzka, stawiając na modę i samoakceptację, negując zasadność analizy kolorystycznej i noszenia fasonów odpowiednich do sylwetki. Do odrzucania wszelkich ograniczeń zachęcają również Trendystki. Walczą ze stereotypami ze wszystkich sił.




Radzka w filmie o ideałach zaznacza, że jej poradniki sylwetkowe to nie jest jedyna ani najlepsza opcja. To nie jest prawda objawiona. Mówi: nosimy to, co chcemy. Najważniejsze jest, żeby się czuć dobrze w swojej skórze. Vlogerka nie chce być więźniem swoich porad, ale widzimy, że kobiety zamykają same siebie i inne panie w takim fasonowo-sylwetkowym więzieniu. Może dlatego, że potrzebujemy sztywnych zasad? Bez nich tracimy grunt pod nogami? Tylko że moda nie rządzi twardą ręką, daje wolność. I ja uważam, że nie możemy brać tych stylistycznych, sylwetkowych poglądów tak autorytatywnie. To są rady, możliwości, a nie powinności – nie trzeba ubierać się jak od linijki porad. Można, nie trzeba. Więcej radości znajdziemy po jaśniejszej, modowej stronie mocy.

Nierealne ideały prezentowane w mediach przez lata zrobiły nam papki z samoakceptacji i samooceny, a my same dokładamy jeszcze do tego pieca wiecznych ocen i krytyki. Od których można się powstrzymać. Dziewczyny! Wsparcie zamiast nagonki. Szpilki** na stopach, a nie wbite w serce.



~~:~~



 SPÓDNICA: outlet - Asos
SUKIENKA: Renee
APASZKA: no name
TOREBKA: Bonprix
BUTY: MASH
OKULARY: Sinsay



~~:~~

*Falbany dlatego, że są tematem sesji, ale można wpisać dowolne "ryzykowne" elementy.

**Jeśli już, to jedynie na stopach - oczywiście i tam nie są obowiązkowe! ;)









4 komentarze:

  1. W dzieciństwie w radiowej Trójce usłyszałam piosenkę (zresztą bardzo pozytywną) o grubasach :"wszak kula jest figurą idealną,więc do ideału dąż!".Dążę i dobrze mi z tym. Pozdrawiam serdecznie - (prawie)idealna Hanna Tołczyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje Kochanie cudowny post i Ty cudowna ������

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny post, rewelacyjne przykłady, wspaniałe przekierowania.
    Mistrzowska stylizacja i pulitzerowy tekst.
    Kisses - Margot :) )))

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękniste te Twoje falbankowanie.:)
    Moc serdeczności posyłam.

    OdpowiedzUsuń