środa, 20 lipca 2016

Kontrowersje - od cytatu do plagiatu - Melissa & Loft37 & Biedronka

Cytat? Inspiracja? Kopia?

Rzecz o meliskach


Po współpracy brandu Loft37 z Biedronką posypały się w stronę projektantek zarzuty o skopiowanie projektów marki Melissa. Podobieństwo fasonów i ozdób jest ewidentne. Trudno więc mówić o luźnej inspiracji, skoro balerinki Just For Fun wyglądają jak dobrze oddane kopie brazylijskich oryginałów.



Jednak to nie Loft37 pierwszy pokusił się o takie wizualne "zapożyczenie". Rynek mody już kilka lat temu zalały tańsze i droższe zamienniki melisek. Nie wywołało to jednak takiej gorącej dyskusji jak ta, która przetoczyła się przez media społecznościowe i portale internetowe w ostatnich dniach. 


Obecnie nie dziwią nikogo chińskie podróbki jelly shoes o kiepskiej jakości dostępne za kilkanaście złotych. Czyli kosztujące kilkanaście razy mniej niż oryginały. Nikt nie będzie o nie wszczynał awantury, bo to walka z wiatrakami. Ale są marki o produktach plasujących się na tej samej półce cenowej (lub nieco niższej) co Melissa, których wytwory charakteryzują się identycznymi detalami jak słodko pachnące gumą balonową pierwowzory z Ameryki Południowej. Należą do nich m.in. N.Y.L.A. Shoes i Zaxy. I to już może prowokować do rozważań na temat cienkiej, niemal niezauważalnej granicy pomiędzy inspiracją a kopią, notorycznie przekraczanej na modowym poletku.

1. Oka-B - Nadia Licorice - 229 zł
2. Melissa Ultragirl - 269 zł *przecena z 369 zł
3. Zaxy - 185 zł
4. N.Y.L.A. Noelani - 320 zł
5. Melissa Ultragirl Alice - 299 zł *przecena z 419 zł
6. Deezee - 49 zł


Melissa w wersji polskiej. Balerinki Loft 37 z kolekcji Just For Fun dla Biedronki.


Spróbujcie znaleźć różnice między modelami z powyższych obrazków. Nie jest to proste. Mogłyby być one sygnowane logiem jednej marki. Oczywiście dobry retusz zdjęcia reklamowego może maskować braki jakościowe. Fotografia nie odda również balonowego zapachu oryginalnych meliss. Na packshocie nie zobaczymy czy guma to tworzywo termoplastyczne Mel-Flex, dopasowujące się do kształtu stopy, trwałe, zapachowe, łatwo rozkładalne i poddające się recyklingowi, a w założeniach nieodparzające skóry nawet przy wysokich temperaturach. Czy też zwykły, antyekologiczny plastik, który może poranić stopy po paru minutach spaceru. Dlatego łatwo się skusić na produkt, który dostarczy podobnej satysfakcji wizualnej, co oryginał, a nie uszczupli zawartości portfela. Najczęściej jednak zwykły konsument, który nie jest prawdziwym modomaniakiem i nie posiada tej tajemnej modowiedzy, nawet nie ma świadomości, że but, na który wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze, jest podróbką. A gdzieś w świecie istnieje jego autentyczny, drogi odpowiednik.

Zgodnie ze sloganem Adidasa "first never follows"... ale za to jest followowany. Już Coco Chanel, Paul Poiret i Lucien Lelong nie brali udziału w walce z plagiatorami. Uznali bowiem, że kopiowanie to dowód sukcesu. Prawdziwą wojnę kopistom wypowiedziała natomiast Madeleine Vionnet. Jako pierwsza w historii krawiectwa stanęła na polu prawnym przeciwko złodziejom talentu i osiągnęła swój cel, wygrywając dwa procesy sądowe wytoczone fałszerzom. Aby chronić swoje projekty przed oszustami poszła o krok dalej niż Charles Worth, który do zaprojektowanych kreacji przyszywał metkę z własnym nazwiskiem, wzorując się na malarzach sygnujących swoje obrazy. Każda z sukien autorstwa Vionnet nosiła osobisty podpis kreatorki, specjalną liczbę porządkową i co więcej - odcisk jej linii papilarnych. Aktualnie marki także stosują identyfikację w postaci nadania kolejnego numeru, najczęściej dotyczy to elementów kolekcji limitowanych. Przykładem mogą być wrotki Melissa Roller Joy.

 Dla Vionnet nie tylko suknia jako całość, ale nawet fason rękawa czy nowatorskie cięcie materiału były dziełem intelektualnym i graficznym. Były kreacją artystyczną, której należy się ochrona prawna*. Dziś trudno wyegzekwować ścisłe zabezpieczenie projektów przed podrobieniem. Są licencje, patenty, prawo autorskie, ale projektanci nie żyw próżni, podlegają estetycznym wpływom i są narażeni na oddziaływanie inspiracji. Warto zaznaczyć, że sam pomysł nie jest chroniony przez prawo autorskie. Dopiero gdy jest zrealizowany, utrwalony podlega ochronie prawnej. Zachęcam do odwiedzania strony prawo-modowe.pl - Arkadiusz Szczudło w przystępny sposób objaśnia pojęcie plagiatu w modzie.

Często firmy odpłatnie (bądź nie) udzielają zgodę na produkcję modeli inspirowanych wzorami przemysłowymi, których są właścicielami. Zdarza się także, że nieodróżnialny produkt powstaje wskutek wygaśnięcia ochrony pierwowzoru. Na skuteczne potyczki z podróbkowiczami mogą sobie pozwolić duże, bogate domy modowe. Ale dla wielu z nich imitowanie to świadectwo sukcesu i poza teoretycznym podkradaniem zysków służy reklamie, promocji, szumowi medialnemu i koniec końców może się przekładać na większą sprzedaż. Już sprawą Madeleine Vionnet w latach 20. XX wieku zajmowały się prasa i radio. Jej nazwisko pojawiało się w komunikatach i artykułach, a z każdym z nich klientela się rozrastała i rósł zasięg znajomości marki. Publicity stało się darmową reklamą. Vionnet osiągnęła ten stan rzeczy bez sztabu piarowców i speców od marketingu.

Po lewej - Just For Fun by Loft37
Po prawej - CCC



 
Oprócz kokardek i serduszek balerinki Loftowe można ozdobić kwiatuszkiem kamelii. Ten dodatek również nawiązuje do dekoracji słynnej Melissy. Jednak kiedyś już inna (przynajmniej jedna) polska firma obuwnicza wykorzystała bliźniaczy wzór przy swoich gumowych japonkach - marka CCC. Jak widać, w przyrodzie modowej nic nie ginie, a wręcz cyklicznie przeżywa swój renesans. Szczególnie, gdy wzór zapisze się jako ten o wysokim potencjale sprzedażowym w propozycjach chińskiego dostawcy/producenta.



*na podstawie książki "Sekrety mody" Yann Kerlau

2 komentarze: