poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Phenomenal Us - challenge 21

SŁUŻBY WOJSKOWE NIE TYLKO JEANSOWE

NOT ONLY DENIM UNIFORMS




Za mundurem panny fenomenalne sznurem...


Dziś ponownie wstępuję do armii fenomenalnych. Poprzednie wyzwanie z moim ukochanym motywem marynarskim odpuściłam z przyczyn nie do końca niezależnych... Pomyślałam, że tym razem mogłabym wykorzystać niewykorzystany pomysł kapitański - przecież kapitan to też stopień (chociaż w straży pożarnej), a i mundur przecież nosić musi... Jednak do dziś marynarska marynarka z pięknie rzeźbionymi złotymi guzikami i pagonami nie została odnaleziona - muszę ją chyba oficjalnie wpisać na listę zaginionych w akcji.




Pomysł granatów spalił więc na panewce. Niewypał taki. Jako rekrutka przywdziałam więc ciemnooliwkową zieleń - trochę po to, żeby wtopić się w leśne tło. Tylko finalnie lasu brak, bo plenerowy zamiar poległ na poligonie niezrealizowanych planów.



Żeby przystąpić do wyzwania i jednak wrócić z tarczą, a nie rozciągnięci plaskato na tarczy, zdjęcia zrealizowaliśmy w bliskim sąsiedztwie, w warunkach polno-polowych, a wrota niech będą symbolem bramy hangaru. Za nią rozciągają się niezmierzone połacie tajemnic nie wojskowych, a ubraniowych.




Na pierwszej linii frontu tej stylizacji znajduje się bluzka w kolorze khaki z domieszką zgniłych liści wyłowionych z mokradeł. Jest ona jak kobieta-Rambo - to rasowa żołnierka, pełna skrajności. Delikatna, kobieca za sprawą półprzezroczystości szyfonowych i waleczna, ostra jak ćwieki w kształcie stożków na skórzanym kołnierzyku, który - choć niewielki - w stosunku do reszty materiału jest niezwykle ciężki. Nie tylko wojskowy kolor, ale i kieszonki na biuście oraz guzikowa  a la skórzana listwa nadają tej bluzce militarnego charakteru.



W okopach ciuchów miałam kiedyś katanę, która byłaby idealna do tego wyzwania. Kurtka denimowa z nadrukiem moro niestety już dawno do mnie nie należy. Przeszła pod inne dowództwo, a ja teraz żałuję, że wypuściłam ją tak łatwo z rąk. Sprzedałam lub oddałam, sama już nie pamiętam. Dobrym wojakiem była, towarzyszyła wiernie na polach licealnych walk... Ale to dla mnie kolejny przykład na to, że nie warto pozbywać się rzeczy, bo do końca nie wiadomo, kiedy znowu będą miały swoje pięć minut :P




Salutuje się do orzełka, u mnie takowego brak - nie posyłajcie przed sąd wojenny, chciałam tylko oddać honory szanownym koleżankom z grupy! Czapka to prosta dżokejka, nieco na bakier, założona na opak. Nie jest to rogatywka ani nawet patrolówka, ale stanowi dla mnie przede wszystkim wyjście poza przyzwyczajenia ubraniowe, w strefę dyskomfortu. Trochę jak skok na główkę bez spadochronu. Nakrycia głowy najlepiej tolerowane przeze mnie to kapelusze (zwłaszcza z szerokim rondem), turbany, berety, czapki smerfetki. Na pewno nie te z daszkiem. Ta czapka trafiła na moją głowę przypadkiem, strzeliłam nią trochę jak kulą w płot. Nie jestem do niej przekonana, ale że miała być elementem zawadiackim i żołnierskim niedosłownym, to z tych powodów na głowie w szyku się utrzymała. 





Na szyi zamiast nieśmiertelnika noszę przekornie romantyczne usta. To mój ulubiony naszyjnik ostatniego miesiąca, codziennie idzie ze mną do łóżka. Nie rozstaję się z nim nawet na czas snu. 




Torba to prawdziwy antyk z czasów szkolnych, kiedy marzyłam o... chlebaku, plecaku-kostce. W końcu się go doczekałam i... zdążyłam z niego wyrosnąć. Nigdy nie nosiłam, odsprzedałam. Całe liceum "ciorałam" tę a la wojskową torbę po wszystkich rockowych koncertach i festiwalach. Była ze mną i moimi pacyfistycznymi poglądami. Naszywki, które ją zdobią, to artefakty przeszłości, loga moich ukochanych zespołów. Nie zdjęłam ich z klapy, dziś zastępują odznaki wojskowe: krzyże, medale, gwiazdy.





Buty-kaczuszki z najmodniejszym obcasem sezonu, czyli kilkucentymetrową szpilką, są trochę kiczowate, jednak zawierają i mundur, i dżins (denim) występujące w tytule wyzwania, dlatego uznałam, że ich odnalezienie na placu boju w szafie mojej mamy to rozkaz dowódcy - losu, którego wykonania nie można odmówić. Byłaby to poważna niesubordynacja. Kicz czy nie kicz, leżą w tej stylizacji jak ulał. Są dowodem na to, że nawet moro może być słodkie.





Podczas tych manewrów na terenie maminej garderoby zaadoptowałam również ogromne swetrzycho - ni to kardigan, ni to płaszcz, któremu nadałam formę peleryny. Ten przyjemny, milusi w dotyku oliwkowy melanż z łatwością uniosłam na swoich barkach. Czułam się w nim bardzo bezpiecznie, jak w objęciach najlepszego komando!




Wraz z hashtagami odmeldowuję się!










PS Kamuflażu na twarzy innego niż zwykle nie zastosowałam. Jedynie siniak na piszczelu prawie jak malowany! ;)





4 komentarze:

  1. Jeżeli sie okaże, że jednak przeszły moje 3 pozsotałe komentarze, to je po prostu usuń :D ciągle mi cos przerywało :)
    Tak jest !!!! Zadanie wykonane !!!! I to jak !!!! Fantastycznie oddałaś temat wyzwania, idealnie wszystko zgrałaś i dopracowałaś :) . A do tego Twoje przepiękne, zadbane i tak bardzo kobiece włosy - po prostu idealnie.
    Zachwycam się w szczegółach i całościowo :)
    Kisses - Margot :) )))

    OdpowiedzUsuń
  2. Może być i płaszcz,jak zwał tak zwał, grunt to, że ciekawie, charakternie, no i oczywiście na temat :)) Bardzo ładnie i tak modowo się prezentujesz :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale pięknie wszystko skomponowałaś! Płaszcz wygląda naprawdę jak wojskowa peleryna!
    Wspaniałe są te zielenie...i super pomysł!
    Możesz odmaszerować! Rozkaz wykonałaś!:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale Ty mi się podobasz Dziewczynko, dzisiejsza Urodzinko :) Jesteś jak z innej, pięknej bajki, uwielbiam Cię oglądać i czytać :) Wszystkiego Pięknego Urodzinkowego, Miłości, Radości, Zdrówka, Sukcesów i spełnienia Marzeń :)(

    OdpowiedzUsuń